Herstoria Basi czyli o tym czego tak naprawdę uczą nas bajki...

Kiedy byłam małą dziewczynką to zaczytywałam się w bajkach o pięknych złotowłosych księżniczkach, które czekały na księcia, a jeśli nawet wyruszały w drogę to, tak jak Gerdzie w poszukiwaniu Kaja, towarzyszył im cichy heroizm i bezwarunkowe poświecenie. Na wszelki wypadek marzyłam zatem o pozostaniu grzeczną księżniczką. To była bezpieczniejsza i dobrze znajoma opcja.
,,Życie zaczyna się w momencie, kiedy wyjdziesz ze strefy komfortu.’’
Herstoria Basi czyli o tym czego tak naprawdę uczą nas bajki…
...

Na naszym spotkaniu w Dobrej Karmie Basia opowiedziała mi bajkę, którą czytała swojej córce. Bajkę o księżniczce wyruszającej w pogoń za porwanym przez smoka księciem. Po drodze dziewczyna straciła wszystkie dobra materialne, ale wykazała się sprytem i ostatecznie uratowała księcia. Co ją za to spotkało? Niewdzięczność – książę okazał się być zniewieściały materialistą. Co zrobiła dzielna księżniczka? Wcale się nie rozpłakała, tylko wygarnęła mu prawdę i w podskokach ruszyła przed siebie. * (*,,Księżniczka w papierowej torbie’’)



- A jaką Ty byłaś dziewczynką Basiu? – w tle słychać ekspres do kawy i ciche rozmowy. Pachnie czekoladowym ciastkiem i dobrą karmą*. (Katowicka Dobra Karma* tu wysłuchałam dużo kobiecych opowieści.)

foto(Basia, 7 lat)

Basię po raz pierwszy spotkałam wiele lat temu, prowadziła wtedy warsztaty jogi dla dzieci. Teraz Basia jest restauratorką. Ale nie zmieniła się za bardzo. Ten sam spokojny głos i ciepły uśmiech.

- Zaczniemy od mojej babci – mówi zdecydowanie Basia.
(Czyli od przodkini, to ważne - myślę sobie - obie z Basią mamy przecież córki.)

Babcia Irena. (Basia ma na drugie Irena, potem dowiem się, że po babci odziedziczyła umiejętności handlowe).

- Pierwsze zdanie, która sobie przygotowałam - kontynuuje Basia - brzmi:

Babcia była zdecydowanie silną kobietą.

- Nie umiała jednak wejść w dobre relacje z mężczyznami – dodaje Basia po chwili przerwy.
- Może dlatego, że na tamte czasy była dość odważna. Rozwiodła się, gdy miała trzydzieści jeden lat.

To był 1951 rok, mama Basi miała wtedy osiem lat. Jak na tamte czasy to rozwód był rozwiązaniem dosyć rzadkim, szczególnie jak w przypadku babci, zainicjowany przez kobietą.

Basia opowiada, że była córeczką bardziej babci niż mamy. To babcia opowiadała jej różne bajki a często były to bajki przerażające, na przykład o królu i paziu, co to ich okrutna śmierć dosięgła.

- Bardzo czułam jej miłość – kontynuuje Basia.
- Zawsze jednak byłam grzeczną dziewczynką. Kiedy miałam siedem lat, to zorganizowano postrzyżyny i obcięto mi włosy na krótko. Nie chciałam tego, ale nie miałam siły o siebie zawalczyć.
(Uśmiecham się i bardzo rozumiem. ,,Grzeczną dziewczynką już byłam, teraz jestem silną kobietą’’ – takie zdanie napisałam na swoim profilu FB po przebiegnięciu Runmagedonu i wciąż jest ono dla mnie bardzo ważne. )
 
 foto(Basia, 9 lat po postrzyżynach)

- Wróćmy do babci. Była silna, prowadziła biznes rodzinny .
- Babcia po rozwodzie zajęła się prowadzeniem sklepu galanteryjnego w Sosnowcu.

Pierwszy mąż babci czyli dziadek Basi był człowiekiem zrównoważonym i sumiennym. Pracował jako kierownik laboratorium w Hucie Batory w Chorzowie. Stanisław miał dwie siostry, które najprawdopodobniej w ucieczce przed armią rosyjską, schroniły się w Zakonie Felicjanek i tam już zostały na całe życie.

- Czułam wielki żal, że babcia tak potraktowała dziadka – kontynuuje Basia - był dla niej za nudny a ona chciała szalonego życia. Szaleństwo przyszło, ale zapłaciła za nie olbrzymią cenę – całe życie pracowała bardzo ciężko i wszystko było pod jej kontrolą.

Basia wspomina wizyty u babci w sklepie i to jak bardzo lubiła składać koszule. Wygładzała je dłonią i wkładała jedną po drugiej starannie do pudełek.

- Do mojego siódmego roku życia mieszkałyśmy razem, później przeprowadziliśmy się do bloku ale babcia wpadała jak herszt na kontrolę. Miała też swoją drugą stronę, pamiętam jak siadała u mnie na kanapie i płakała: ,,już nie mogę więcej i nie uniosę…”

- Czy zbierała się szybko? – dopytuję.

- Oczywiście, że tak. I zaraz potem zdecydowanym krokiem szła dalej.
Babcia Irena zdążyła wybudować dom w Zakopanym i w Sosnowcu.
Wygrała z jednym nowotworem, ale niestety drugi ją pokonał.

Milczymy chwilę.

- I koniecznie napisz , że chodziła szybkim krokiem. Nawet na spacery.

- Basiu, były jeszcze inne ważne dla Ciebie kobiety?

Basia ze wzruszeniem w głosie opowiada o Weronice cioci-gosposi, imię po niej odziedziczyła córka Basi. Ciocia Weronika pochodziła z Kresów, miała w sobie prawdziwą miłość, nigdy nie krzyczała na dzieci. Do końca życia pracowała u babci i do teraz Basia ma kontakt z jej córką.

- W czasach liceum poznałam przyjaciółki z którymi mam kontakt do dziś. To była silna grupa kobieca. Bardzo ważny czas w moim życiu – kontynuuje Basia.

Po liceum Basia zdawała na romanistykę, zaliczyła pół roku studiów ale potem przeniosła się do kolegium języka biznesu. Chciała poznać więcej języków.
- Ta romanistyka to była głównie ze względu na moją mamę - opowiada Basia.

Mama miała duży wpływ na córkę, zachęcała ją do czytania książek. Sama zresztą uciekała w czytanie, szczególnie po tym jak babcia zaaranżowała małżeństwo mamy z ojcem Basi.
- To było szczęśliwe małżeństwo, ale jedynie przez pierwsze trzy lata.
Mama Basi angażowała się politycznie – miała odwagę na zewnątrz a nie umiała zarządzać swoim życiem. Może lepiej by było gdyby rozstała się z ojcem?
(Czy mamie Basi brakło odwagi swojej mamy czyli babci Basi? – myślę.)

Są też i ciepłe wspomnienia. Wakacyjna podróż z mamą do Grecji.
- Byłam wtedy nastolatką i zobaczyłam, że świat może być piękny i śródziemnomorski a faceci tacy inni.

Śmiejemy się.

- Z ojcem nie miałam za dobrego kontaktu. Tato pił, więc uciekałam w naukę języków.
(Czy nauka języków była próbą budowania jakiejkolwiek komunikacji w odpowiedzi na brak komunikacji z ojcem? – zastanawiamy się obie.)

- Nie miałam uwagi mojego taty i bardzo mi tego brakowało, próbowałam sobie to zrekompensować - powtarza Basia - i dlatego pewnie w wieku dwudziestu pięciu lat skończyło się tym czym się skończyło.

Milczymy obie.

- Trzymam to wydarzenie w sobie. Nie myślę o nim na co dzień ale jednak jest we mnie.

- Mój tato był lekkoduchem, taki człowiek chyba nie powinien mieć dzieci, nie walczył o nas – Basia wraca do opowieści o ojcu.
- Kiedy skończyłam studia, poszłam do pracy i tam poznałam mojego obecnego męża.

Silvio jest dwadzieścia lat starszy o Basi i zostawił dla niej swoje stare życie.

- Dało mi to wtedy moc. Jest facet dla którego jestem ważna, przybywa z ziemi włoskiej do polskiej.
Śmiejemy się obie.
Oczywiście nie obyło się bez kryzysów w małżeństwie.

Życie zaczyna się w momencie kiedy wyjdziesz ze strefy komfortu - taka tabliczka wisi u Basi w kuchni.

- Miałam dwadzieścia cztery lata – cofamy się w czasie i widzę jak trudno jest Basi wrócić do tamtego wydarzenia.
- Byłam na studiach, pojechałam na wakacje do Włoch i tam poznałam tego człowieka. Był fascynujący. Przyjechał za mną do Polski.
- Byłam naiwna. Dlaczego?
- Bo tak mnie wychowywano - nie pozwolono mi doświadczyć życia. Pamiętam jak miałam trzynaście lat – kontynuuje Basia - bardzo chciałam pojechać na obóz harcerski ale babcia mnie nie puściła. To jest ta siła, która trzyma przy sobie…
(Myślę o śpiącej królewnie, którą troskliwi rodzice trzymali pod kloszem a ona i tak znalazła wrzeciono i ukłuta nim, zasnęła.)
- Ten chłopak był bardzo zazdrosny. Pracowałam wtedy we włoskiej firmie, byłam tłumaczką a on wydzwaniał do mojego dyrektora. To była chorobliwa zazdrość.
(Dziś pewnie nazwalibyśmy takie zachowanie stalkingiem.)
- Kiedy powiedziałam mu, że to koniec, to wyciągnął nóż.

Ulica Wspólna w centrum Sosnowca. Letni wieczór.

- Ochroniarze z baru stali w drzwiach i zadzwonili szybko po karetkę. I to mnie uratowało.
- Miałam trzynaście ran kłutych.
(To się stało ponad dwadzieścia lat temu ale w 2017 przemocy doświadczyło wg statystyk policyjnych 67.984 kobiet, wciąż trudno jest znaleźć pełne i wiarygodne dane na temat stalkingu.)

Milczymy.
Basia nie leżała długo w szpitalu, rany goiły się bardzo szybko.
- Poczułam ulgę. Sprawca poszedł do więzienia. Ja byłam wolna.
- Z tamtych lat widzę siebie jako młodą dziewczynę i widzę mój kompletny brak obycia ze światem – mówi Basia. Gdybym nauczyła się odczytywać emocje z twarzy to może wcześniej bym zobaczyła jaki to jest człowiek…
- Szybko się pozbierałaś? – pytam.
- Nie miałam żadnej pomocy, musiałam się pozbierać. Dziewięć miesięcy leżałam w domu – przeszłam trudną rehabilitację. Nie było już na świecie mojej babcia a ojciec jak się dowiedział to podobno zaczął płakać. Ktoś ze znajomym mi o tym powiedział.
- Tylko tyle a może aż tyle…

Po powrocie do zdrowie Basia zaczęła pracować w firmie, w której poznała obecnego męża Silvio.
- Drugi Włoch. Druga restauracja. U mnie wszystko wychodzi za drugim razem! – Basia się uśmiecha.
- Oczywiście ciało po jakimś czasie zaczęło sygnalizować to co się stało. Psychosomatyczne problemy z sercem, długie starania o ciążę ale na szczęście nastąpił też okres wielkiej spokojności w moim życiu. Wyjechaliśmy służbowo do Chin, tam odnalazłam jogę. (Basia jest certyfikowaną nauczycielką Rainbow Yoga, skończyła też I stopień kursu Shiatsu w Europea Shiatsu School w Warszawie.)
- Pobyt w Chinach był przygodą życia. Ale też odłączyłam się od mamy. Po powrocie założyłam restaurację (udało się za drugim razem) ale joga jest cały czas obok. To daje spokój i pewność. Wiem, że mogę w każdej chwili wrócić do tej pewności.

- A jakie masz plany? Teraz to już będzie spokojnie, prawda? – śmiejemy się obie.
- Myślę o drugim dziecku, chciałabym zrobić kurs masażu japońskiego, zorganizować w swojej restauracji spotkania na temat zdrowego żywienia, wieczorki filmowe.
- Jesteś szczęśliwa?
- W zeszłym tygodniu rozmawiałam z moją przyjaciółką i stwierdziłyśmy zgodnie, że szczęście jest w nas, zależy od relacji i świadomości siebie.
- Weronika w sensie fizycznym nie ma przy sobie babci ani cioci, jestem tylko ja ale ostatnio zrozumiałam, że ona ma w sobie mądrość kobiet, które były tu przed nami – dodaje Basia i uśmiecha się.

Dopijamy kawę.

Po jakimś czasie Basia pisze do mnie:
,,Kasiu, chciałabym dodać coś o moim młodszym o cztery i pół roku bracie. Wiem, wiem to miała być opowieść o kobietach. (Imię brata) jest osobą, która bardzo dobrze mnie rozumie i którą podziwiam, ponieważ poradził sobie z demonami swojego dzieciństwa. Wspieramy się i dużo ze sobą rozmawiamy”.

Basiu, dziękuję za bardzo szczerą opowieść!



,,Pewnego razu przyśniło mi się, że opowiadałam legendę, i nagle poczułam, że ktoś zachęcająco poklepuje moją stopę. Spojrzałam w dół i spostrzegłam, że stoję na ramionach starej kobiety, która gładzi moje kostki i uśmiecha się do mnie.
Powiedziałam jej:
- Nie, nie, lepiej Ty stań mi na ramionach, bo jesteś stara a ja młoda.
- Nie, nie - odparła.- Tak ma być.
I zobaczyłam, że stoi na ramionach kobiety dużo starszej od siebie, która stała na ramionach kobiety jeszcze starszej, która z kolei stała na ramionach następnej, i tak dalej...”
(Źródło: Biegnąca z wilkami, Clarissa Pinokola Estes)
….

Kiedy byłam małą dziewczynką to myślałam, że wystarczy poczekać na księcia. I że potem nastąpi - ,,żyli długo i szczęśliwie’’. Wraz z upływem lat i z herstoriami kobiet, które wysłuchałam, przyszło przekonanie, że w kobiecych opowieściach drzemie siła, która jest dla nas dostępna i którą możemy się przecież dzielić.

Nie trzeba już zatem czekać bezczynnie!


Marzec 2019 r.
Katarzyna Szota-Eksner
Geek Factory