Moc i siła Inki!

O Ince opowiedziała mi znajoma joginka. Rozmawiałyśmy długo przez telefon. O kobiecości, o sile kobiet (jak zawsze). Wcześniej Aneta napisała do mnie:

„Kasiu czy wciąż szukasz bohaterek do swojej książki? Pytam, bo poruszyła mnie bardzo historia mojej uczennicy, ta historia mogłaby być wielką inspiracją dla kobiet a w szczególności dla młodych dziewczyn!”
Inka okazała się być niezwykle radosną kobietą. Wyglądała jak nastolatka chociaż była tuż przed trzydziestką.

Swoje pierwsze dziecko urodziła w wieku szesnastu lat.

Teraz była w drugiej, tym razem całkowicie zaplanowanej ciąży.

Spotkałyśmy się w Krakowie w przytulnej śniadaniowni.

Lutowy dzień. Nad miastem wisiały bure chmury, w radiu mówili o fali mrozów, które miały nadejść lada moment. Ani odrobiny słońca. Szary zimowy poranek.

- Zawsze byłam takim hmmm dobrym dzieckiem. Świadectwa z paskiem, harcerka więc kiedy moi rodzice dowiedzieli się, że jestem w ciąży to świat nam się wszystkim zawalił – tak Inka rozpoczyna swoją opowieść.

- Miałam tylko 15 lat, byłam w gimnazjum. Od początku gimnazjum spotykałam się z chłopakiem, który był kilka lat starszy ode mnie. Kiedy mnie zostawił po ponad roku chodzenia ze sobą to świat mi się skończył. Zaczęłam robić dziwne rzeczy, straciłam poczucie stabilności, poznałam nowego chłopaka i mimo, że przecież nie byłam na to gotowa to zaszłam w ciążę – kontynuuje Inka.

- Co za pech – wyrywa mi się (bo przypominam sobie historie dziewczyn z mojej szkoły, moje pierwsze miłości i nasze rozmowy o tych ważnych pierwszych razach pełne niedopowiedzeń i … ach na pewno słyszałaś podobno Ania to już z nim tak na poważnie i…ach).

- Co za pech – jeszcze raz powtarzam – no prawie każdej z nas mogło się to przecież przydarzyć.

Inka patrzy na mnie poważnie i stanowczo protestuje:

- Po latach patrzę na to co się stało zupełnie inaczej. Dla mnie to zdecydowanie nie był pech. Tylko szczęście! Bardzo chciałam tego dziecka.
(Inka kilkakrotnie podczas naszej rozmowy i potem podkreśla, że mimo swojego młodego wieku bardzo chciała tego dziecka.)

- Wiesz, ludzie pewnie tak myśleli jak Ty. Wzorowa uczennica, harcerka a tu taka komplikacja, ale ja myślę, że Weronika wyratowała mnie z wielu rzeczy i to, że jestem w tym miejscu jakim jestem to jest jej zasługa – kontynuuje Inka.

- Ale jak Ty sobie poradziłaś? Co na to Twoi rodzice? Szkoła? Ojciec dziecka? – niecierpliwie pytam.

- Zaszłam w ciąże i ten pierwszy chłopak wrócił do mojego życia – opowiada spokojnie i z uśmiechem Inka.

- Tata Weroniki zachował się nieodpowiedzialnie, powiedział: „to jest twój problem”. Ten pierwszy chłopak mi pomógł, nie tłumaczyliśmy czyje jest to dziecka, więc sprawstwo zostało przypisane jemu.

- Rodzice dowiedzieli się pierwszego września- mówi Inka i zatrzymuje się na chwilę.

- Najpierw powiedziałam w szkole, chodziłam do dobrego renomowanego gimnazjum.
- Rodzice nie byli pewnie zachwyceni? – dopytuję się.

- Rodzice byli bardzo wzburzeni i po ostrej wymianie zdań zostałam wyrzucona z domu.

- To był początek trzeciej klasy gimnazjum a ja byłam w drugim miesiącu ciąży – dodaje Inka.

Usiłuję sobie wyobrazić bardzo młodą dziewczynę, która bierze na siebie taką odpowiedzialność. Bo Inka ani przez chwilę nie brała pod uwagę usunięcia ciąży. Jest mi tym bardziej trudno, bo sama jestem teraz mamą nastolatki.

- Rodzice Michała powiedzieli, że nie ma problemu i mogę mieszkać u nich w domu. To było jakieś tam rozwiązanie na początek. Trwało prawie dwa lata. Urodziła się Weronika. Skończył się połóg, Michał myślał, że będziemy rodziną a ja przecież nie byłam gotowa na rolę matki a tym bardziej partnerki.

- Czy twoi rodzice kontaktowali się z Tobą? – dopytuję się.

Po miesiącu rodzice próbowali nawiązać kontakt z córką ale Inka była wtedy zbyt dumna żeby wrócić do domu i z nimi zamieszkać. Chodziłam do szkoły przez cały wrzesień ale w październiku pojawiły się skurcze i lekarz prowadzący zawyrokował: „albo dziecko albo szkoła”.

I wtedy szkoła zorganizowała Ince indywidualny tok nauki. Kiedy urodziła się Weronika między zajęciami młoda mama miała po pół godziny przerwy na karmienie.

I tak dostała się do dobrego liceum do klasy matematyczno-fizycznej.
Gorzej było z mieszkaniem. Kiedy Inka odeszła od Michała, to przez chwilę mieszkała jednak u rodziców.

- Wpadłam z deszczu pod rynnę. Bardzo szybko okazało się, że ciężko jest nam razem funkcjonować.

Było bardzo trudno, więc kiedy Inka wróciła do rodzinnego domu (Weronika miała wtedy rok) to zwróciła się do ojca córki, żeby podjął się też częściowej finansowej odpowiedzialności za swoje dziecko.

- Wyobraź sobie taką sytuację. Weronika nie miała opiekuna prawnego. Ja byłam niepełnoletnia. Moja mama ani mój tato nie chcieli sprawować opieki prawnej nad nią. Dwa lata zawieszenia aż w końcu opiekunką prawną Weroniki została moja chrzestna. Wkrótce jednak skończyłam 18 lat, złożyłam wniosek o uznanie ojcostwa i o alimenty.

Kiedy Inka chodziła do szkoły to Weroniką zajmowała się opiekunka. Cudowna kobieta, która bardzo pomogła Ince i była świetną opiekunką dla Weroniki. Mieszkały z rodzicami. Nie było łatwo.

- Pomogła mi szkoła – mówi Inka.

- Zaczęłam się znowu z kimś spotykać. Ten chłopak był dziewięć lat ode mnie starszy i kiedy tato wyrzucił nas znowu z domu to pojechałam do niego. Szybko doszło do ślubu cywilnego – ale małżeństwo się rozpadło. Po 1,5 roku byłam już po rozwodzie.

To był ciąg trudnych zdarzeń. Każde kolejne pociągało za sobą następne.

- I wtedy zrozumiałam, że nie mogę się już dłużej opierać na sile z zewnątrz tylko sama muszę się wszystkim zająć – mówi Inka.

To był przełom.
Siła musi być moja. Musi płynąć ze mnie a nie z zewnątrz.

- Dobrze pamiętam ten dzień, bo to był Poniedziałek Wielkanocny. Zebrałam Weronikę i pojechałam do Bielska, do pani psycholog, którą znałam ze szkoły.

- I ona mi powiedziała, że wszystko się da poukładać – opowiada Inka – bardzo potrzebowałam tych słów. (Bo czasem potrzeba potwierdzenia i kojących słów: ,,tak dasz sobie radę, jesteś silna'' – myślę słuchając Inki).

Inka przeprowadziła się do Bielska i wszystko zaczęło się powoli układać.
Weronika poszła do przedszkola Waldorfskiego. To był bardzo dobry wybór:

- Najwspanialsze miejsce na ziemi, z cudownymi ciociami, Weronika była tam naprawdę szczęśliwa – Inka opowiada z wielkim entuzjazmem.

Inka dorabiała na korepetycjach, dostawała też pieniądze z Kurii (do czasu aż okazało się, że profil przedszkola do którego chodzi Weronika nie spełnia kościelnych oczekiwań).

- Trudno, jakoś sobie poradzę, tak sobie wtedy pomyślałam – uśmiechamy się do siebie - wiesz gdzie mieszkałyśmy z Weroniką?

- W akademiku, płaciłam tylko połowę kwoty. Jedyne wolne miejsce było w męskim składzie i opiekunka akademika powiedziała, że jeśli chłopcy się zgodzą to mogę tam zostać. Chłopcy chodzili jak w zegarku, było cicho i czysto, pytali się czasem czy Weronika nie chce obejrzeć bajki i proponowali swój komputer. Pozwolono nam zostać w akademiku na wakacje. (Ludzie są ludzcy – myślę sobie).
foto(Na zdjęciu Inka z nastoletnią już córką, inauguracja roku harcerskiego, wrzesień 2018, fot Maja Pawińska)

Tak minęły trzy lata studiów i dziewczyny przeprowadziły się do Krakowa.
Inka zaczęła studia magisterskie ale na matematyce było jej bardzo trudno:

- Część wykładowców nie akceptowała, że jestem po Kolegium Nauczycielskim i publicznie mówiła o moim niskim poziomie wiedzy, zmaltretowało to moją psychikę.

Inka zrezygnowała.

I znowu zaczął się trudny czas. Pół roku Inka przesiedziała w domu. Wynajmowała mieszkanie ze swoim przyjacielem i to dzięki jego pomocy przetrwały. Piotrek trzymał wszystko w ryzach.

Czy Inka miała depresję? Nikt tego przecież nie zdiagnozował. A może te wszystkie trudne przeżycia z przeszłości wróciły.

- Nie potrafiłam wstać z łóżka. Piotrek zaprowadzał Weronikę do szkoły. Bardzo mi pomógł.

Przetrwały! Od października Inka poszła na inny kierunek i po roku dostała najwyższe stypendium. To były wtedy dla niej bardzo duże pieniądze. Inka zapobiegliwie zaoszczędziła też pieniądze na wypadek gdyby nie dostała pracy zaraz po studiach.

Na drugim roku studiów Inka wróciła do harcerstwa.

- Harcerką byłam od szóstego roku życia. W przedszkolu poszłam na festiwal harcerski z kuzynką i bardzo chciałam zostać. Pamiętam nawet jakie piosenki śpiewali. Nie było wtedy gromady zuchowej i komendant hufca powiedział, żebym chodziła na zbiórki drużyny kuzynki. Kiedy poszłam do szkoły to właśnie w mojej szkole powstała gromada zuchowa.

W 6 klasie Inka została przyboczną gromady do której należała. I bardzo wcześnie założyła swoją gromadę zuchową.

- Kiedyś to były inne czasy – kontynuuje Inka - wyobraź sobie, że rodzice wysyłali swoje dzieci na zbiórki do mnie. A ja byłam wtedy przecież w pierwszej klasie gimnazjum. Prowadziłam tą gromadę przez dwa lata, oficjalnie mieliśmy opiekuna z ramienia hufca, ale pojawiał sie tylko na imprezach.

- Co się stało kiedy zaszłaś w ciążę? – dopytuję.

- Gromadę przejęli moi przyboczni a ja wróciłam w 2010 i przejęłam gromadę od swojej koleżanki z Kolegium Nauczycielskiego. Prowadziłam ją dwa miesiące i uznałam, że to nie jest mój poziom metodyczny, założyłam wtedy drużynę wędrowniczą (czyli dla starszej młodzieży).

Drużyna Wędrownicza pod przewodnictwem Inki odebrała Betlejemskie Światło Pokoju w Zakopanym, uczestniczyła w samodzielnych obozach wędrownych - w Bieszczadach i na Mazurach. Byli obecni na każdej Wędrowniczej Watrze a w 2013 i 2017 roku zorganizowali trasę dla około 100 wędrowników z całej Polski. W 2016 Północ zdobyła tytuł Primus Inter Pares („Najrówniejszy wśród równych”) –największe wyróżnienie dla drużyny wędrowniczej – na skalę Polski. Byli też dwukrotnie organizatorami sztabu WOSP. Trzy lata temu Inka oddała drużynę i zajęła się pracą z kadrą. Wspiera też środowiska, które rozwijają się wokół Północy i w metodyce wędrowniczej.

- Jesteście drużyną rozpoznawalną w Polsce, prawda?

- I to jak! – Inka uśmiecha się - w tym roku obchodziliśmy 7 lecie jej istnienia. Drużynę w zeszłym roku przejął mój brat ale wspieram ich, bo to jedno z moich miejsc na ziemi.

Staram się być tam gdzie jestem potrzebna.

Wiosną 2014 roku Inka zapisała się na kurs Kierowników Placówek Wypoczynkowych (jako harcerka i organizatorka wyjazdów z młodzieżą musiała ukończyć taki kurs).

To był kwiecień.

- Kwiecień to bardzo ważny miesiąc w moim życiu – mówi poważnie Inka (trochę magii w naszym życiu nie zaszkodzi – myślę sobie i od razu jeszcze cieplej mi się robi na sercu).

- Na ten kurs zapisało się ponad 100 osób, ja przecież poszłam tam tylko po papierek ale… - Inka uśmiecha się tajemniczo.

- Zawsze byłam pilną uczennicą, więc usiadłam na samym przedzie. Już po rozpoczęciu kursu do sali wbiegły trzy osoby i usiadły blisko mnie. Moją uwagę zwrócił chłopak z lewej strony. I dlaczego do diaska on się tak do mnie uśmiecha? Kiedy po sali puszczono listę z podpisami to udało mi się ustalić jego imię i nazwisko. Podczas kursu nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego zdania – tylko uśmiechy. Wróciłam do domu, znalazła go na Fb i po tygodniowych rozważaniach napisałam do niego:

„Cześć, nie będę twierdzić, że pies mi zjadł notatki albo kot nasikał ale może spotkamy się…”

Sławek odpisał.

Historia szczęśliwej miłości czyli happy endy też się czasem zdarzają w życiu.

Do spotkania doszło dopiero pod koniec maja.

- Przegadaliśmy pół nocy, przeszliśmy pół Kazimierza. No i teraz jest moim mężem.
(Cała Inka- myślę sobie.)

- Ale wiesz, to był pierwszy mój znajomy, który nie wiedział o Weronice… Obracałam się w towarzystwie harcerzy, takich miałam znajomych, Weronikę zabierałam na zbiórki i wszystko było jasne.

- Bardzo mnie to stresowało. Jak mam mu to powiedzieć? Wiesz Sławku, bo ja ma dziewięcioletnią córkę? Tak po prostu?

- I jak to w końcu zrobiłaś? – dopytuję się.

- Było trudno, bo na drugiej randce Sławek zaczął mi opowiadać o swojej rodzinie i o siostrze, która zaszła w ciąże mając 17 lat. Powiedział wtedy, że był na nią bardzo wściekły (niezły początek znajomości - myślę sobie.)

W końcu na czwartej randce Inka odważyła się.

- W moim życiu jest ktoś ważny, to jest dziewczynka i to jest relacja, której nie da się rozdzielić.

Mocne i piękne słowa.

Potok pytań ze strony Sławka. Minęło trochę czasu. Dokładnie 3 lata.

- Pobraliśmy się! Od razu wiedzieliśmy, że chcemy mieć większą rodzinę.

Inka jest w ciąży. Niedługo urodzi się Lena.
foto(Chwila po porodzie Lenki, szpital na Siemiradzkiego w Krakowie, fotka Sławek)

….

Trudne historie mają czasem swój happy end. Weronika zyskała tatę. Za chwilę będzie miała siostrę.

Rodzice nigdy nie przeprosili ale też Inka nie oczekiwała przeprosin. Są bardzo dobrymi dziadkami dla Weroniki. Są dumni z córki i wnuczki.

- Wybaczyłam. Oni też wybaczyli. Rodzice zabierają Weronikę co roku na wakacje. Jest dobrze – mówi Inka.

Inka jest nauczycielką. Skończyła matematykę, edukację techniczno – informatyczną, edukacje wczesnoszkolną i przedszkolną. Zrobiła też dwuletnie studia podyplomowe z edukacji niezależnej. Jako nauczycielka pracowała w technikum, w szkole podstawowej, Waldorfskiej i w gimnazjum. Po urodzeniu Lenki wróci do zawodu.

Ich domem jest też dom Sławka (pierwszy to ten który stworzyli ze Sławkiem, drugi to jednak dom rodzinny). Wspaniali teściowie, którzy bardzo kochają Weronikę. Sławek jest wymagającym „tatą” ale Weronika czuje się bezpiecznie w tej relacji.

Weronika uczy się w szkole Waldorfskiej, chodzi też do szkoły muzycznej. Jest pewnie zwykłą nastolatką, która czasem się buntuje i nie zawsze zgadza się z mamą.

Inka od drugiego trymestru ciąży chodzi na jogę.

- Oddycham, patrzę uważniej i mam czas na radość z tej ciąży. (To dzięki jodze i wspólnej jogowej koleżance się spotkałyśmy.)

- Mam wykształcenie dzięki Weronice, miałam ten dodatkowy poziom motywacji. Było ciężko ale dałam radę. Wiedziałam, że muszę skończyć studia, żeby Weronika miała normalne życie. Wymyśliłam sobie, że będę nauczycielką i uparcie do tego dążyłam.

- Ja w wieku 29 lat urodziłam pierwsze dziecko – mówię.

Inka się śmieje:

– Ja urodzę drugie! Miałam piętnaście lat i dokonałam wyboru. To był dobry wybór. Pamiętam taki program Rozmowy w Toku, odcinek o młodych mamach. I jedna z pań psycholożek, powiedziała wtedy, że nastoletnia dziewczyna nie jest w stanie być dobrą matką. Byłam zbulwersowana. Napisałam do nich. Jestem przecież najlepszą mamą dla swojej córki, jaką mogę być!
foto(Bieszczady, Połonina Wetlińska, z chatką Puchatka w tle, Lenka jest najmłodszym ,,łazikiem'', którego spotkali, na zdjęciu ma 4 miesiące)

Bo kiedy Inka opowiada komuś swoją historię to ludzie nie dowierzają, że w tak młodym wieku sobie poradziła.

- W ciążę zachodzą dziewczyny z tak zwanych normalnych domów. I niezależnie od decyzji jaką podejmuje taka nastolatka to i tak zawsze będzie źle. Usunęła czyli nie wzięła odpowiedzialności. Zdecydowała się urodzić – nie pokocha, nie poradzi sobie i jest puszczalska – to najczęstszy tekst.

I dlatego młode mamy potrzebują wsparcia.

- Nie myślałaś o tym, żeby dawać takie wsparcie – pytam Inki.

- Daję. Dziewczyny trafiają do mnie. Ale nie mówię im, że będzie łatwo. Muszą same zdecydować. Mieć mimo wszystko zaufanie do ludzi. Mi się udało, bo jestem silną kobietą. Zawsze uważałam się za silną dziewczynę.

Dopijamy kawę.

- Nie mam się czego wstydzić. To co zrobiłam dla Weroniki i dla siebie jest normalnym wymiarem człowieczeństwa. Popełniłam kilka błędów ale trzeba umieć je sobie wybaczać.

Przed Inką dobry czas.

Młodsza siostra Sławka ma małe dziecko. Druga najmłodsza siostra trójkę, czyli szykuje się dużo radosnego zamieszania w rodzinie. Inka przygotowała już kołyskę dla Lenki, według własnego projektu.

- Mam też zamiar nosić Lenkę w chuście i rozpieszczać ją ile wlezie. Ale nie będę spełniać jej wszystkich zachcianek – uśmiechamy się do siebie i przez chwilę rozmawiamy o rodzicielstwie bliskości.

Po naszej rozmowie Inka wysłała mi swoje bardzo intymne i piękne zdjęcie ciążowe. Jestem ogromnie wzruszona.

„W ogóle ostatnio sporo wokół nas miłości. To cieszy” – pisze.
„Lenka coraz mniej dynamicznie się rusza, wierzę że to już przygotowania do naszego spotkania.”


Wracając z Krakowa rozmyślałam o naszej niezwykle szczerej rozmowie. Niech moc Inki przetrwa w starszej i młodszej córce! Dziękuję Inko za niezwykle krzepiącą i radosną opowieść silnej kobiety.

foto(Uroczystość rodzinna, maj 2018)
Fotka okładkowa - w parku, codzienny spacer, fot Magda Choma)
Październik 2018 r.
Katarzyna Szota-Eksner
Geek Factory