Moja/Twoja herstoria. (Nosimy je w sobie.)

Eta Kobi w książce ,,Kobieta’’ (książce, którą teraz odkrywam) cytuje jedną ze swoich bohaterek:,,Jest takie powiedzenie po rosyjsku, że możesz (jednym spojrzeniem) zatrzymać konia w galopie i wejść do płonącej izby. Ono jest mi bardzo bliskie w kontekście bycia kobietą, kobietą odważną.” Po wysłuchaniu tak wielu już herstorii rozumiem, że ważne jest też danie sobie prawa do szukania wsparcia u innych. U kobiet. I ważne jest, żeby nigdy nie zwątpić w swoją wewnętrzną siłę. Nigdy!
Opowiesz mi swoją herstorię?
Pisze do mnie nieznajoma kobieta:

,,Kasia, czytam i obserwuję Twoje opisywane herstorie i chciałam zapytać czym się kierujesz? Jakich opowieści szukasz?
Odkąd trafiłam na Twój blog, pojawiło się we mnie pytanie, czy moja opowieść mogłaby Cię zainteresować? I nie mogę się pozbyć tego pytania:)"

Moja/Twoja herstoria. (Nosimy je w sobie)

Herstoria Edyty*/Laury

*Edyta jest pisarką. Los nas zetknął w momencie, kiedy wydała swoją trzecią powieść ,,Pod powierzchnią”, a ja poprowadziłam spotkanie autorskie z Edytą w Krakowie.

,,Pod powierzchnią jest historią dwóch kobiet, które połączył przypadek. W poszukiwaniu nowego życia Susana i Laura decydują się wyjechać na Gran Canarię. Podczas podróży ich przyjaźń zostanie wystawiona na próbę. Każda z nich dokona trudnych życiowych wyborów i zmierzy się z ich konsekwencjami. To powieść o samotności, skomplikowanych relacjach rodzinnych oraz o poszukiwaniu własnej tożsamości. To też historia o odkrywaniu źródła wewnętrznej siły do życia po swojemu.”

foto


Czy jedna z bohaterek Twojej powieści to Ty?

(To pierwsze i podstawowe pytanie, które musiałam zadać Edycie, kiedy spotkałyśmy się Krakowie.)

Laura:
Bohaterka literacka, która uwolniła się z toksycznego związku i stara się budować siebie od nowa.

Edyta:
Jestem powieściopisarką, spisuję fikcję, ale mocno wierzę w to, że opowieści, które ja spisuję, ktoś na świecie przeżywa.
I to potwierdzają moi czytelnicy.
Po raz pierwszy jednak zmierzyłam się z taką sytuacją, że dałam swoją herstorię postaci literackiej.
To było trudne!
Bo ja mam silne granice ustawione w swojej prywatności – to co moje jest moje!
,,Edyta jesteś pisarką, napisz to!’’
Na początku myślałam: nie, absolutnie nie! To jest moje życie, to są moje rany!
Ale upłynęło trochę czasu i znowu TO usłyszałam. Od kobiet, które są uwikłane w różne niszczące relacje.

A przecież moja herstoria jest wzmacniająca!

Czy jest coś ważniejszego co mogę dać kobietom niż siłę?
Chcę się podzielić, chcę pokazać, że można wyjść z każdej sytuacji. (Tak myślałam…)
Chcę się dzielić ze światem siłą i pozytywnym rezultatem.
Nie chcę się dzielić jedynie bólem, stratą i cierpieniem.
Moim celem nie jest wyżalanie się. Moim celem jest wsparcie tych kobiet, które być może są w podobnych sytuacjach.

Zaufanie do prawdy, którą wszystkie nosimy w sobie.
(Do prawdy, którą chętnie tłumimy.)

Najczęściej zdarza się, że osoby które są uwikłane w relacje zależności, tkwią w nich latami. To mogą być różne relacje – nie tylko z partnerami, ale też z rodzicami. Zaburzenia psychiczne, ale też alkoholizm, różne uzależnienia.
Wychodząc za mąż nie usłyszałam od mojego męża, że jest chory.

(Mój był mąż jest chory, ale nie posługuję się w naszej rozmowie i w książce terminem ,,choroba psychiczna’’, my jako ludzie, ludzie – nie specjaliści, tak naprawdę mało wiemy o chorobach psychicznych).

I żeby też nie oceniać. Bo łatwo jest powiedzieć – tak, ja byłam ofiarą. On jest oprawcą. Byliśmy w takiej czarno-białej sytuacji. Ale to przecież nie tak…
To była relacja, w której epizody chorobowe przeplatały się z normalnym zachowaniem.

Czasem to były takie zwykłe niepokojące drobnostki. Wszyscy je przecież znamy.

Ale pewnego dnia wstajesz i nie masz już męża, tylko obcego człowieka. Co się dzieje? Pytasz samą siebie.
Jak to, co się dzieje, nazwać? Gdzie się zgłosić po pomoc? Przyjaciółka mówi: ,,Może to kryzys w związku?”.

Na szczęście jest jeszcze intuicja i ona krzyczy: ,,Idź i szukaj pomocy!”
Wyje ta intuicja. Wyyje!

Kasiu, sytuacja jest o tyle trudna, że partnerzy z zaburzeniami psychicznymi bardzo starają się, żeby ludzie na zewnątrz ich lubili.
Przyjaciółki mówią swoim mężom: ,,Gdybyś był taki jak mąż Edyty…”
Idealny i taki ciepły, wspierający mąż!
Jesteś zatem zdana na siebie, a chory partner obwinia Cię o wszystko, bo tylko tak może cię zatrzymać.
Budzi się w Tobie poczucie winy. Miliony drobnych spraw, które idą źle, są przecież twoją winą.
Szukasz winy i rozwiązania w sobie, a to bardzo zaciemnia obraz.
Mnie osobiście uratował dystans. Po dziewięciu miesiącach takiej pogarszającej się dynamicznie sytuacji, poleciałam do Polski na promocję mojej powieści.

Sama.

I dopiero wtedy zrozumiałam, że na co dzień doświadczam przemocy.
Moja przyjaciółka postawiła butelkę wina na stole i poprosiła: ,,Opowiedz co tak naprawdę się dzieje w waszym związku.’’
I kiedy skończyłyśmy pić to wino i moja opowieść została wysłuchana (opowiedziana), poczułam, że potrzebuję psychiatry. Potrzebuję psychiatry, ponieważ mój mąż jest chory.
Diagnoza psychiatry, do którego poszłam, była jednoznaczna. Ale równocześnie ten lekarz dobrze mnie zrozumiał, bo wiedział czego potrzebuje partner osoby chorej.
Paradoksalnie to był dla mnie ratunek.
Miałam przed sobą decyzję czy zostanę z mężem i będę dla niego wsparciem, ale wtedy on musiałby się leczyć, czy też odejdę i będę żyć swoim życiem.
Zrozumiałam, że mam wybór.
Nazwałam tę sytuację i to był dla mnie przełomowy moment.

Moja herstoria ujrzała światło dzienne.

Postanowiłam zostać, pod warunkiem, że mąż zacznie się leczyć. Ustaliliśmy zatem trzymiesięczny okres próbny.

A ja znalazłam psychoterapeutkę.

Wróciłam uzbrojona w wiedzę i postawiłam warunki. Mój mąż nadal jednak nie przyjął do siebie informacji o chorobie. Udawał.
Dzięki pomocy psychoterapeutki wiedziałam, że to są fałszywe ruchy .
Zrozumiałam, że nie ma i nie będzie realnej zmiany, bo jego działania mają na celu zatrzymać mnie.
Byłam w sytuacji skrajnego wyczerpania, fizycznego i energetycznego.
My kobiety, opiekunki, misjonarki, poświęcające się.
To ja?
Rezygnowanie z siebie dla kogoś innego?
Dla męża, dla rodziny, dla własnego świętego spokoju!
(Bo kobiety są z natury opiekuńcze, a ich opiekuńczą pracę bierzemy za oczywistość)
Nagle poczułam, że mam prawo zadbać o siebie.

Jestem twardzielką, ale też jestem miękka.

Stawiam na siebie i wychodzę! To jest koniec! (Ale to nie jest przecież takie proste…)
Nie jest proste nawet wtedy, gdy jesteś osobą sprawczą i podjęłaś już decyzję.
U mnie niestety sytuacja eskalowała, ja nadal stałam twardo przy swoim.
Poszłam na policję i złożyłam zeznanie, że boję się męża w moim własnym domu.
Wcześniej mój mąż zgłosił się na oddział psychiatryczny, nakłamał, przyjęli go do szpitala. Chciał pokazać, że działa. Że będzie się leczył, ale przecież w trakcie pobytu na oddziale psychiatrycznym nie nastąpiło cudowne ozdrowienie.
Po wyjściu ze szpitala było jeszcze gorzej. Pojawiła się agresja wobec mnie.

Czułam, że znalazłam się w niebezpieczeństwie.

Chciałam zabrać torebkę, kilka rzeczy i uciec do znajomych, ale on wtedy zaczął mi grozić i krzyczeć.
Byłam jak zwierzę, które próbuje uciec z rąk drapieżnika, a on za nic nie chce mnie wypuścić. Staliśmy w drzwiach domu i mierzyliśmy się wzrokiem. W którymś momencie jego czujność się obniżyła i wtedy ja się wymknęłam. Pobiegłam na policję.
Czułam, że wszystkie moje granice zostały już przekroczone.
Szczęściem w nieszczęściu - to wszystko działo się w Hiszpanii, a nie w Polsce. Hiszpania ma rozwiązania systemowe na takie sytuacje. Poszłam na policję i policja w ciągu dwóch godzin aresztowała mojego męża.
Dwa dni później dostał zakaz zbliżania się do mnie.
Zostałam zabezpieczona instytucjonalnie.
Prawo mówi: masz rację, nie zmyślasz, jesteś w niebezpieczeństwie.
Przestajesz się czuć jak wariatka.

Po tej całej sytuacji zadzwoniłam do mojej psychoterapeutki i usłyszałam od niej: ,,Gratulacje, wybrałaś siebie.’’
Z wielu stron usłyszałam dużo wzmacniających słów.
Bardzo ważne dla osoby w takiej sytuacji są pozytywne sygnały od świata.
Niestety, to nie zdarza się zawsze.
,,Pobił cię?’
,,Nie.’’
,,To przecież nic się nie stało. Histeryzujesz.” – takie słowa również może usłyszeć kobieta.
Mój mąż przyjechał do domu, żeby zabrać swoje rzeczy, pod eskortą policji i przez dziesięć dni miał zakaz zbliżania się do mnie.
Wtedy podjęłam decyzję, że wyjeżdżam.

(Rozmawiamy z Edytą przez internet i w tym momencie coś nas rozłącza.

Kiedy Edyta oddzwania do mnie ponownie, mówi: ,,Mamy tutaj sztorm, stąd chyba te problemy’’. Uśmiecham się, u nas zima i ośnieżone choinki).

Miałam dziesięć dni na spakowanie się i zamknięcie wszystkich spraw (Edyta wraca do opowieści).
Postanowiłam wyjechać na Gran Canarię.
Była wczesna jesień.
Wyjechałam i zostałam na Gran Canarii ponad osiem miesięcy. Zaczęłam się też zastanawiać, czy chcę opowiedzieć tą moją herstorię. Ale przede wszystkim chciałam mieć czas, żeby wrócić do formy i odpocząć.
Na poziomie fizycznym trwało to dłużej, ale psychicznie zadziwiająco szybko doszłam do siebie.
Chyba ważne było to, że przyjęłam komunikat, że mam prawo walczyć o siebie.
Zrozumiałam, że nie jestem winna tej sytuacji i przestałam zadręczać się myślą jak mogłam choroby męża nie zobaczyć na początku naszej znajomości. Znowu pomogła mi psychoterapeutka.
To nie moja wina. Nie ma czegoś, co mogło mnie zaalarmować na samym początku. Okres remisji jest bardzo mylący i usypia czujność. Ale choroba zawsze wraca.
A ja mam prawo wybrać siebie i to jest w porządku.
Dostałam jasne i wzmacniające komunikaty od psychoterapeutki, rodziny, znajomych. Dostałam ochronę prawną.

A pomyśl, ile kobiet na świecie nie umie się wyplątać z pełnego przemocy związku? Na przykład z alkoholikami? Jaka jest ich sytuacja prawna w Polsce?
To było ważne usłyszeć: ,,Ma pani prawo czuć się zagrożona i dostać opiekę.”
I to było kluczowe do poradzenia sobie z traumą.

Długo wahałam się czy napisać o tym w książce. Czy mam to już za sobą?
Co ja mogę dać światu, a nie czego ja rozpaczliwie potrzebuję od świata jako ofiara?
Ważna jest terapia nastawiona na rozwiązanie.

Pamiętam moment, kiedy mój mąż dostał zakaz zbliżania się do mnie, a ja usiadłam w tym naszym pustym domu i powiedziałam sobie: ,,Nie będę taplać się w swojej rozpaczy, w cierpieniu, w traumie. Moim zadaniem i moją odpowiedzialnością jest wyjść z tego i przestać być ofiarą!’’
Byłam w roli ofiary i poradziłam sobie, ale nie muszę już być tą ofiarą. Mogę iść dalej.
To nie jest moja życiowa rola. Byłam w niej tylko przez chwilę.

Kiedyś miałam operację stopy. ,,Jak to nie będę mogła chodzić?’’ – pytałam siebie.
Jak najszybciej wrócić do formy!
Być znowu sobą.
Nie rozpłynąć się w roli ofiary.
Staram się dać światu to, co jest wzmacniające. Nie opisałam z detalami przeszłości Laury, zależało mi żeby tak przedstawić sytuację, żeby nie było sytuacji ofiara – oprawca.
Nie chcę stygmatyzować ludzi, którzy nie są oprawcami z własnej woli. Nic nie jest czarno-białe.
Nie chciałam też pokazywać całego piekła bycia w sytuacji uwikłania.
Zależało mi na wzmacniającym przekazie.
Dlatego w książce opowieść Laury pokazana jest w retrospektywach i z punktu widzenia odzyskiwania przez bohaterkę siły, odzyskiwania siebie.

Laura wraca do swojego miasta. Do domu.
Ja też wróciłam do swojego miejsca na świecie. Do Andaluzji.
To małe miasteczko. Wszyscy tu znają moją historię. Bałam się, że ludzie będą zajmować jakąś stronę, stanowisko – moje albo jego. Ale tak się nie stało. Ludzie przyjęli mnie życzliwie, nie rozmawialiśmy o tym. Bardzo to było dla mnie ważne i stanowiło zwieńczenie procesu radzenia sobie z traumą i z życiem. Zostałam ciepło przyjęta z powrotem.

To daje nadzieję. Moja książka też daje nadzieję.

foto


Eta Kobi w książce ,,Kobieta’’ (książce, którą teraz odkrywam) cytuje jedną ze swoich bohaterek:

,,Jest takie powiedzenie po rosyjsku, że możesz (jednym spojrzeniem) zatrzymać konia w galopie i wejść do płonącej izby. Ono jest mi bardzo bliskie w kontekście bycia kobietą, kobietą odważną.”

Po wysłuchaniu tak wielu już herstorii rozumiem, że ważne jest też danie sobie prawa do szukania wsparcia u innych. U kobiet. I ważne jest, żeby nigdy nie zwątpić w swoją wewnętrzną siłę. Nigdy!

PS Spisując herstorię Edyty myślę o kobietach, którym brakuje odwagi albo po prostu i zwyczajnie zaplecza finansowego. Nie poddawajcie się. Poszukajcie kogoś, kto Was życzliwie wysłucha. Niech Wasza herstoria wybrzmi. To daje siłę.

Polecam:
Książkę ,,Pod powierzchnią’’ Edyty Niewińskiej oraz nasze wspólne warsztaty Moja/Twoja herstoria https://warsztaty.edytaniewinska.com/herstorie


Fotki Monika Burszczan

foto
Styczeń 2019 r.
Katarzyna Szota-Eksner
Geek Factory