HerStory
zamknij
Dodano do koszyka:
kupuj dalej
idź do koszyka

Bycie w drodze. Dorota Matheja herstoria.

Doświadczenie bycia w drodze nie tylko poszerza wiedzę, ale także budzi nową wrażliwość. Pani Dorota wielokrotnie w rozmowie podkreśla, że wielokulturowość jest bogactwem tej ziemi. Ale ta świadomość wiąże się z potrzebą ciągłego bycia w ruchu, układania się, bycia czujną. Byciem w drodze. Nieustannym.
Herstoria pani Doroty jest jak klamra, która spina losy kobiet z Toszka i okolic w jedno.

Głównie dlatego, że jest o byciu w drodze. Doświadczenie bycia w drodze nie tylko poszerza wiedzę, ale także budzi nową wrażliwość. Pani Dorota wielokrotnie w rozmowie podkreśla, że wielokulturowość jest bogactwem tej ziemi. Ale ta świadomość wiąże się z potrzebą ciągłego bycia w ruchu, układania się, bycia czujną. Byciem w drodze. Nieustannym.

Dorota Matheja jest inicjatorką licznych przedsięwzięć na rzecz popularyzacji wielokulturowości i pielęgnowania tradycji i kultury niemieckiej w Gminie Toszek. Jest kobietą w ciągłym ruchu.

Jakie są Pani początki tutaj w Toszku?
Mój dziadek przyjechał do Toszka w 1912 roku. Rodzice kupili mu dom w centrum, hotel, restaurację, to byli zamożni ludzie.

Ale historia rodziny pani Doroty, jak większość opowieści stąd, jest naznaczona stratami i traumatycznymi doświadczeniami.

Ojciec, brat i szwagier mojej mamy – wszyscy zginęli podczas wojny. (Ojciec mamy zmarł w lipcu 1945 roku, więc formalnie już po wojnie. Chociaż rzeczywiście – z naszej perspektywy ta wojna wciąż trwała – dopowiada później pani Dorota). Zostały trzy kobiety z dzieckiem. Rosjanie wypalili Toszek w 1945 roku, więc kobiety przeniosły się do rodziny do Wiśnicza.
To już kolejna taka opowieść o Rosjanach wkraczających do Toszka w 1945 roku. Rozmawiamy też o obozie NKWD w którym więziono i torturowano głównie ludzi z Saksonii (Pani Dorota jest pierwszą osobą dzięki której poznałam historię szpitala, pożycza mi też książkę ,,Tiurma-łagier Tost”- pierwszą w języku polskim monografię tego miejsca.)

Od maja do listopada 1945 roku zmarło tutaj 3400 osób. To był obóz śmierci – więźniowie byli torturowani i umierali z głodu i wycieńczenia. W Toszku przebywali głównie mężczyźni ale było też kilkanaście kobiet.

Mieszkańcy po wojnie musieli milczeć na ten temat a przecież wielu zapamiętało codzienny obraz drabiniastego wozu pełnego ludzkich zwłok, który sunął przez Toszek.

Nie wolno było o tym mówić, ale ludzie pamiętali.

Na początku lat dziewięćdziesiątych założono komitet. Komitet Obywatelski powstał niezależnie od sprawy obozu, na fali zmian po upadku komunizmu. Natomiast to ludzie z komitetu byli pierwszymi, do których dotarli dawni więźniowie.

W 1991 postawiono krzyż przy parkingu. Wcześniej w 1998 roku ustawiono głaz czyli Miejsce pamięci do którego prowadzi aleja. (Ale o tym w innej mojej herstorii…)
Byłam na tej uroczystości. Jestem na każdej. Poznałam też panią Kraegel, której ojciec zginął w obozie. Przyjeżdżają też inni potomkowie (i zapewne potomkinie – mój dopisek) ofiar. Poruszające są takie spotkania.

Tym zajmujemy się cały czas jako mniejszość niemiecka. Organizujemy uroczystości przy pomniku oraz w kościele lub kaplicy cmentarnej. Odwiedzamy kaplicę w szpitalu, gdzie przetrzymywano jeńców. Jesteśmy blisko. Zawsze odwiedzamy z rodzinami ofiar też inne miejsca.

Czemu pani to robi? (wyrywa mi się)
To moje zaangażowanie.
Jak można nie znać historii ziemi na której się żyje? Trzeba o nią dbać.
Moim pierwszym językiem był niemiecki. Dopiero jak miałam trzy lata to nauczyłam się w przedszkolu języka polskiego.

Teraz jako działaczka mniejszości niemieckiej robię wszystko, żeby pamięć tej ziemi została zachowana. Język jest przecież bardzo ważny. Określa nasz świat.

W Toszku dzieci mają dużo możliwości nauki języka niemieckiego – jest Kurs Sobotni dla dzieci wieku 6-11, Niemiecki Klub Malucha dla dzieci przedszkolnych, grupa wokalna oraz teatralna. Młodzież sama pisze sztuki i jeździ na tournee do Niemiec. Są też klasy dwujęzyczne (czyli uczące się po 5-6 godzin języka i części przedmiotów dwujęzycznie) a w pozostałych klasach dzieci mogą się uczyć niemieckiego jako języka mniejszości narodowej w wymiarze trzech godzin. I pomimo ostatnich ograniczeń dotyczących tej drugiej formy w gminie Toszek – jako jedynej w województwie – zostały utrzymane dotychczasowe rozwiązania.

Język otwiera nasze dzieci na świat.

To pani od początku taka była?
Moja mama działała w mniejszości niemieckiej od lat dziewięćdziesiątych. Ja mam numer legitymacji dwadzieścia sześć, od początku się angażowałam, byłam tez szefową grupy młodzieżowej.

I od 15 lat jestem przewodniczącą mniejszości niemieckiej w Toszku.
Jesteśmy otwarci na partnerstwo. Nie konkurujemy. Angażujemy się na różnych płaszczyznach – język, kultura, historia.

Była pani kiedyś na Jarmarku Adwentowym w Toszku? (Pyta mnie pani Dorota.)
To był 2010 rok. Usiedliśmy tutaj, sześć małżeństw, przy tym właśnie stole i wszystko zorganizowaliśmy sami. Wykupiliśmy miejsce na ulicy a potem ten jarmark bardzo się rozrósł i chociaż teraz już nie angażujemy się w organizację, to mamy swój produkt markowy – pieczone jabłka. Musi pani spróbować.

Jako mniejszość uczestniczymy też w kontaktach z gminą partnerską Hohenau z Bawarii, współorganizujemy Oktober fest na którym zawsze pojawiają się artyści niemieckojęzyczni.

Organizujemy rajdy historyczne szlakiem zabytków i historii ziemi toszeckiej. Bierze w nich udział po 120-130 osób, większość na rowerach ale zorganizowany jest też autobus dla starszych osób. Zakończenie rajdu zawsze świętujemy na zamku.

Wzrastała pani w takim aktywistycznym domu?
Moja mama od zawsze była zaangażowana, rozpoznawalna w Toszku.
Jestem otwartym człowiekiem. Wiem czego chcę od siebie i wiem co chcę chronić i zachować.

W domu kontynuowaliśmy niemieckie tradycje, jako dzieci z siostrą rozmawiałyśmy tylko po niemiecku. Babcia nie znała polskiego a mama się go nauczyła się dopiero w 1950 roku jak poszła do pracy jako księgowa. Chodziła do liceum niemieckiego i w Gliwicach zdała maturę.

Mama poszła do pracy, bo nie było za co żyć i wtedy dopiero musiała nauczyć się polskiego. Ale po nocach czytała książki po niemiecku. Jej pasją były książki i ogródek. Pracowała w spółdzielni w Toszku, była główną księgową. Trzydzieści jeden lat pracy. Czasem jej się myliły polskie końcówki ale radziła sobie świetnie.

Moja siostra od trzydziestu paru lat mieszka w Niemczech

A pani dom jest tutaj w Toszku? (Teraz czuję, że to jest wspólna herstoria matki i córki, siostry. Kobiet.)
Wielokrotnie wyjeżdżaliśmy do siostry mamy do Niemiec, ale nigdy całą rodziną nie dostaliśmy paszportów.

W połowie lat osiemdziesiątych zastanawialiśmy się czy nie zostać w Niemczech. Jednak wróciliśmy.

Moja siostra po maturze zrobiła dyplom technika dentystycznego. Zaraz po skończeniu szkoły spakował się i z jedną walizka wyjechała z Polski.
W Niemczech musiała zrobić powtórnie maturę, potem skończyła studia.
Siostra wyjechała, ojciec zmarł. Siostra nie mogła nawet przyjechać na pogrzeb taty. To było traumatyczne przeżycie.

Trudny czas.
Zostałam z mamą.

Traumatyczna śląska historia.

Trauma transgeneracyjna. Międzypokoleniowy przekaz. W 1945 roku ludzie chowali się przed Rosjanami. W szopach, piwnicach, pod podłogą. Potem ich dzieci po cichu wyjeżdżały. Rodziny zostawały rozdzielone.

Mama zmarła w 2018 roku. Była ciekawą świata i odważną kobietą. Lubiła podróżować. Do dziewięćdziesiątki latała samolotem do Niemiec do siostry, całkiem sama. Tylko jej wstążkę na walizce wiązaliśmy, żeby się odróżniała od innych ciemnych walizek, a ona już sama sobie radziła. Nie chciała pomocy. Jeździła na różne wycieczki po całej Europie aż na rynku w Toszku potrącił ją samochód. Już się z tego nie obudziła. Zmarła w wieku niespełna 92 lat. Do samego końca była aktywna. Do wypadku. Czytała książki. Miała jasny umysł. Wszyscy jej mówili, że dożyje setki. Na nic nie chorowała. Przeszła w wieku pięćdziesięciu lat zawał ale nawet o tym nie wiedziała. Bardzo angażowała się w mniejszość.

To jasne, że pani Dorota w pewnym sensie kontynuuje dzieło mamy.
Aktywizm z mlekiem matki? (śmiejemy się obie)
Czuję, że to ma sens.

Teraz ludzie wracają po latach. Coś ich ciągnie. Chcą przed śmiercią zobaczyć miejsca w których się wychowali. Wracają do swoich korzeni.

W piątek w hotelu w Toszku nocowało pięć kobiet, właściciel zadzwonił do mnie z prośbą żebym się z nimi spotkała. 89-letnia kobieta z córką i trzema wnuczkami. Jako jedenastoletnia dziewczynka uciekała przed nadciągającym frontem. Po raz pierwszy wróciła. Sentymentalna podróż. W Strzelcach Opolskich szukałyśmy jej domu, cały dzień spędziłyśmy razem. Bardzo to było poruszające.

Toszek, Strzelce Opolskie – miasta, które zostały zdewastowane przez Rosjan. Po wypaleniu zostały puste miejsca pomiędzy kamienicami. Tutaj też, obok – zielony skwer przy przystanku to kiedyś była restauracja. Plac przed Apteką Piast też był kiedyś zabudowany.

Z okazji dziesięciu lat partnerstwa z gminą Hohenau pojechałam do Niemiec. Małżeństwo lekarskie przyszło zobaczyć jak ci ludzie z Toszka wyglądają. Jego ojciec był lekarzem w Toszku, potem poszedł na front zabezpieczać rannych. Matka uciekła, nigdy do Toszka nie wrócili. Dopiero po tym naszym spotkaniu udało się. Nie mieli odwagi ale się przełamali. Moja mama dużo im pokazała i cały czas była przy nich. To była podróż ich życia. (Obie jesteśmy wzruszone.)

Opiekuję się też grobami i pomnikiem upamiętniającym ofiary naszej parafii. To przecież też jest nasza historia. Wydaliśmy cztery egzemplarze ksiąg ofiar II wojny światowej z terenu parafii. Zorganizowaliśmy uroczystość z gminą i zamkiem, strona polska tez była oczywiście reprezentowana. W uroczystym złożeniu księgi brali udział potomkowie (i potomkinie – mój dopisek) osób, które nie wróciły z wojny. Moja mama też była wśród niosących księgę. Jej ojciec zmarł przecież w obozie na Wschodzie w Karakandzie (ktoś musiał wrócić i poświadczyć – tak też się stało). Ojciec mojej mamy szedł pieszo do Bytomia, nie zdążył zabrać nawet płaszcza a potem wieźli ich bydlęcymi wagonami na wschód. Żadna korespondencja nie przyszła. Czy był winny? Nie, prowadził tylko hotel tutaj w Toszku. Tak to było.

Po obozie w Toszku zostało miejsce pamięci. Zadbane i można je odwiedzać. Pani Kraegel została honorową obywatelką Gminy Toszek. A po tych co zginęli w Rosji, nie ma nic. Tylko nasza pamięć.

Cisza.

Oglądamy zdjęcia. Rok 2017.
Tu mama tuż przed wypadkiem. Była w rewelacyjnej formie. Piękna, zadbana kobieta. Siostra z rodziną, mój mąż, jej dzieci. (Czuję wzruszenie.)
Mama miała mnóstwo energii– gdy coś się działo to jechała, nigdy nie siedziała w domu.

To jest też pani energia, prawda? (pytam)

Jestem cały czas w ruchu – mam pięć frontów otwartych i szukam gdzie by tu szósty otworzyć. (Śmiejemy się).

Czasami marzę o jednym dniu, żeby nic nie robić i z nikim się nie spotykać. Na co dzień pracuję w laboratorium w szpitalu w Toszku. Lubię tę pracę. I dyżury też lubię.

Ja to chyba po prostu nie lubię bezczynności. Dzielę moje życie pomiędzy pracę zawodową i działania społeczne w mniejszości niemieckiej. Organizuję, jestem obecna. Dbam o wszechstronność. Pielgrzymka na Górę Św. Anny dla mniejszości narodowych, wyjazd młodzieży śpiewającej do Czech, w kościele msza w języku niemieckim w ostatnią sobotę miesiąca. Wszędzie próbujemy akcentować naszą obecność. To ważne. Trzydzieści lat już angażuję się w mniejszość. I zawsze coś się dzieje.
Dużo robimy, żeby pokazać wielokulturowość tej ziemi. Żeby ludzie doceniali plusy miejsca w którym żyją. Nie zakłamywali historii.

Pokazujemy historię taką jaka ona jest.

Robię co trzeba.


Tym kończymy a ja potem jadąc prostą drogą z Toszka w kierunku Pyskowic, myślę o kobiecej energii i o byciu w drodze. Gloria Steinem w ,,Moim życiu w drodze’’ pisze:

,,Coś, co wydaje się jakieś z dystansu, z bliska okazuje się zupełnie inne. Opowiadam Wam o tym, ponieważ jest to jedna z tych lekcji, które odebrać można tylko w drodze. A także dlatego, że zaczęłam wierzyć, że głęboko wewnątrz, każda z nas ma swój fioletowy motocykl.''

Matka, córka, drobna ale pełna życia kobieta.

Nie wiem czy pani Dorota się nie obrazi. Pewnie nie jest - tak jak Gloria – feministką. Nie zapytałam jej o to. Jednak to właśnie ona zwróciła moją uwagę na nazwy ulic w Toszku. Na to, że dobrze by było oddać je zasłużonym mieszkańcom i mieszkankom. Ulica siostry Sigisberty ? Tak! W końcu to kobieta, która pomagała innym, jest legendą Toszka. Miała tyle wiedzy co lekarze i uratowała wiele osób.

Matka, córka, herstoria. Kolejna będzie właśnie o siostrze Sigisbercie.
Pani Doroto, dziękuję za inspirację.

Projekt "Poznam Panią Stąd, czyli o kobietach z Gminy Toszek" dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w programie Narodowego Centrum Kultury: Dom Kultury+ Inicjatywy Lokalne 2022.



Grudzień 2022 r.
Katarzyna Szota-Eksner