Ewa z Pyskowic. Siłę daje mi też praca...
- Siłę daje mi też praca – kontynuuje Ewa – na moje zajęcia przychodzą dzieci, które są ze mną przez wiele lat – cieszy mnie patrzenie na ich rozwój. (Jakie byłyby Pyskowice bez Ewy, bez jej działań i entuzjazmu?)
,,Oto świat. Piękne i straszne rzeczy będą się zdarzać. Nie bój się.” (Buechner, cyt za Nieposkromiona, Glennon Doyle)
Ewę w Pyskowicach zna każdy. Jej uśmiech, zaangażowanie i niezłomny optymizm. Zajęcia rękodzielnicze, ceramiczne dla dorosłych, warsztaty plastyczne dla dzieci, florystyka kościelna. Dużo tego. A poza tym to jest przecież Kobieta – Siłaczka!
…
Wcześniej rozmawiam z Błażejem (gdybym pisała o aktywnych mężczyznach to na pewno byłby bohaterem ale to są przecież opowieści o kobietach). ,,Szukasz kobiecej siły w Pyskowicach? Koniecznie pogadaj z Ewą.”
…
Spotykamy się w pracowni plastycznej Ewy w pyskowickim Mokisie. Siedzi przede mną drobna i szczupła blondynka. Pyskowiczanka od 1991 roku, przyjechała tu za mężem. Szybko przyszedł na świat ich pierwszy syn. Potem drugi.
Kamil urodził się chory z wodniakami podtwardówkowymi.
To był ciężki czas. (Ewa na chwilę milknie).
Miała 24 lata i po nagłej śmierci męża Ewa została sama. Pierwszy syn miał 3 lata, Kamil 21 miesięcy i wymagał rehabilitacji. Ewa nie pracowała, dzieci miały rentę po ojcu, ale w domu się nie przelewało.
Wtedy właśnie nauczyła się wielu nowych rzeczy. Trzeba było przecież przetrwać a Kamil musiał być rehabilitowany. Ewa chodziła do biblioteki i z książek uczyła się malowania (wyobrażam sobie czym są dla niej te chwile nauki w zaciszu biblioteki…)
Ewa robiła różne rzeczy żeby dorobić – szyła, składała długopisy, robiła kartki, zaczęła też wykonywać stroiki na cmentarz i szło jej coraz lepiej (to pewnie wtedy rozpoczęła się jej wielka przygoda z florystyką.)
Kamil zdrowiał…
Życie toczyło się dalej…
Po dwóch latach Ewa powtórnie wyszła za mąż, urodził się trzeci syn. Wszystko zaczęło się układać pomyślnie.
Po kilku latach Ewa zachorowała na nowotwór. Wyczerpujące leczenie, długa walka ale obok mnóstwo dobrej energii i życzliwych ludzi. I w końcu inwestycja w siebie - rozpoczęte studia pedagogiczne. (Teraz to już na pewno idzie ku lepszemu!)
….
Chyba wszyscy w Pyskowicach znają historię śmierci szesnastoletniego Kamila. Syna Ewy.
- Widziałam się z nim Tego Dnia – wspomina drżącym głosem Ewa – Szedł ze szkoły, a ja do pracy, nigdy tego nie robiłam ale obejrzałam się za nim. Panie Boże dziękuję Ci, że on jest już zdrowy .
-W trakcie moich popołudniowych zajęć z dziećmi weszła szwagierka. – Ewie drży głos.
Kamil nie żyje.
Chłopiec był z kolegami na Dzierżnie. Skarpa osunęła się na nich i przygniotła Kamila. Jego kolega Piotrek zauważył tylko wystającą rękę Kamila. To była chwila. Kamil zmarł na miejscu przygnieciony ziemią.
12 lat minęło a Ewie wciąż łamie się głos.
-Świat mi się zawalił. Pięć lat zabrało mi zbieranie się do życia, byłam zawieszona między niebem a ziemią. Gdyby nie mój Bóg to nigdy bym sobie nie poradziła. Wiara dała mi siłę nadludzką bym to przetrwała.
- Pochodzę z domu w którym za wszystko dziękowało się Bogu, nie wyrzucało się kromki chleba, od dzieciństwa uczono mnie, że trzeba być dobrym i skromnym, nie zostawiać ludzi w potrzebie. Dużo osób mi pomogło. Nie byłam sama.
Ewę przy życiu trzymała praca do której wróciła po dwóch tygodniach. Każdego dnia robiła jeden mały kroczek do przodu.
- Nigdy nie zapomnę o moich bliskich zmarłych, oni są ze mną i z nieba pomagają. Trzeba żyć dla bliskich, którzy zostali.
- Teraz mogę powiedzieć – zwyciężyłam!
- Działam. Pracuję. Nauczyłam się układania kwiatów (jej pierwsze prace - kompozycje w wydrążonych dyniach bardzo się podobały.)
Ewa rozwija z powodzeniem tą pasję.
- Od śmierci Kamila mało śpię, wystarczy mi cztery godziny na dobę, ten czas przeznaczam na dokształcanie się , szperam, czytam, sprawdzam internet, chyba mam ADHD ale dobrze się z tym czuję – Ewa śmieje się głośno.
I jeszcze:
- Żeby głowa nie myślała to trzeba mieć zajęte ręce. To możecie mi napisać na grobie – dodaje Ewa. (Śmiejemy się już teraz obie.)
51 lat – przede mną siedzi młoda i pełna życia kobieta.
Jakie masz marzenia Ewo?
- Planuję podróże i chciałabym otworzyć w przyszłości kawiarenkę z warsztatami. Nie stać w miejscu. Nie użalać się nad sobą. Zawsze mówiłam dzieciom – nie wolno się poddawać (te słowa w kontekście życia Ewy brzmią bardzo wiarygodnie). Moi synowie, wnusio i synowa są moim sensem życia.
- Siłę daje mi też praca – kontynuuje Ewa – na moje zajęcia przychodzą dzieci, które są ze mną przez wiele lat – cieszy mnie patrzenie na ich rozwój. (Jakie byłyby Pyskowice bez Ewy, bez jej działań i entuzjazmu?)
,,Ciągle jestem w drodze. Idę do przodu. Robię swoje.”
…
Kiedy przyjdziesz pokażę ci
moje blizny
łzy
drogę
od serca do pępka
i dalej
a na deser dostaniesz
słodką
garść
malin
(Wiersz Magdaleny Goik z jej najnowszego tomiku)
Ewę w Pyskowicach zna każdy. Jej uśmiech, zaangażowanie i niezłomny optymizm. Zajęcia rękodzielnicze, ceramiczne dla dorosłych, warsztaty plastyczne dla dzieci, florystyka kościelna. Dużo tego. A poza tym to jest przecież Kobieta – Siłaczka!
…
Wcześniej rozmawiam z Błażejem (gdybym pisała o aktywnych mężczyznach to na pewno byłby bohaterem ale to są przecież opowieści o kobietach). ,,Szukasz kobiecej siły w Pyskowicach? Koniecznie pogadaj z Ewą.”
…
Spotykamy się w pracowni plastycznej Ewy w pyskowickim Mokisie. Siedzi przede mną drobna i szczupła blondynka. Pyskowiczanka od 1991 roku, przyjechała tu za mężem. Szybko przyszedł na świat ich pierwszy syn. Potem drugi.
Kamil urodził się chory z wodniakami podtwardówkowymi.
To był ciężki czas. (Ewa na chwilę milknie).
Miała 24 lata i po nagłej śmierci męża Ewa została sama. Pierwszy syn miał 3 lata, Kamil 21 miesięcy i wymagał rehabilitacji. Ewa nie pracowała, dzieci miały rentę po ojcu, ale w domu się nie przelewało.
Wtedy właśnie nauczyła się wielu nowych rzeczy. Trzeba było przecież przetrwać a Kamil musiał być rehabilitowany. Ewa chodziła do biblioteki i z książek uczyła się malowania (wyobrażam sobie czym są dla niej te chwile nauki w zaciszu biblioteki…)
Ewa robiła różne rzeczy żeby dorobić – szyła, składała długopisy, robiła kartki, zaczęła też wykonywać stroiki na cmentarz i szło jej coraz lepiej (to pewnie wtedy rozpoczęła się jej wielka przygoda z florystyką.)
Kamil zdrowiał…
Życie toczyło się dalej…
Po dwóch latach Ewa powtórnie wyszła za mąż, urodził się trzeci syn. Wszystko zaczęło się układać pomyślnie.
Po kilku latach Ewa zachorowała na nowotwór. Wyczerpujące leczenie, długa walka ale obok mnóstwo dobrej energii i życzliwych ludzi. I w końcu inwestycja w siebie - rozpoczęte studia pedagogiczne. (Teraz to już na pewno idzie ku lepszemu!)
….
Chyba wszyscy w Pyskowicach znają historię śmierci szesnastoletniego Kamila. Syna Ewy.
- Widziałam się z nim Tego Dnia – wspomina drżącym głosem Ewa – Szedł ze szkoły, a ja do pracy, nigdy tego nie robiłam ale obejrzałam się za nim. Panie Boże dziękuję Ci, że on jest już zdrowy .
-W trakcie moich popołudniowych zajęć z dziećmi weszła szwagierka. – Ewie drży głos.
Kamil nie żyje.
Chłopiec był z kolegami na Dzierżnie. Skarpa osunęła się na nich i przygniotła Kamila. Jego kolega Piotrek zauważył tylko wystającą rękę Kamila. To była chwila. Kamil zmarł na miejscu przygnieciony ziemią.
12 lat minęło a Ewie wciąż łamie się głos.
-Świat mi się zawalił. Pięć lat zabrało mi zbieranie się do życia, byłam zawieszona między niebem a ziemią. Gdyby nie mój Bóg to nigdy bym sobie nie poradziła. Wiara dała mi siłę nadludzką bym to przetrwała.
- Pochodzę z domu w którym za wszystko dziękowało się Bogu, nie wyrzucało się kromki chleba, od dzieciństwa uczono mnie, że trzeba być dobrym i skromnym, nie zostawiać ludzi w potrzebie. Dużo osób mi pomogło. Nie byłam sama.
Ewę przy życiu trzymała praca do której wróciła po dwóch tygodniach. Każdego dnia robiła jeden mały kroczek do przodu.
- Nigdy nie zapomnę o moich bliskich zmarłych, oni są ze mną i z nieba pomagają. Trzeba żyć dla bliskich, którzy zostali.
- Teraz mogę powiedzieć – zwyciężyłam!
- Działam. Pracuję. Nauczyłam się układania kwiatów (jej pierwsze prace - kompozycje w wydrążonych dyniach bardzo się podobały.)
Ewa rozwija z powodzeniem tą pasję.
- Od śmierci Kamila mało śpię, wystarczy mi cztery godziny na dobę, ten czas przeznaczam na dokształcanie się , szperam, czytam, sprawdzam internet, chyba mam ADHD ale dobrze się z tym czuję – Ewa śmieje się głośno.
I jeszcze:
- Żeby głowa nie myślała to trzeba mieć zajęte ręce. To możecie mi napisać na grobie – dodaje Ewa. (Śmiejemy się już teraz obie.)
51 lat – przede mną siedzi młoda i pełna życia kobieta.
Jakie masz marzenia Ewo?
- Planuję podróże i chciałabym otworzyć w przyszłości kawiarenkę z warsztatami. Nie stać w miejscu. Nie użalać się nad sobą. Zawsze mówiłam dzieciom – nie wolno się poddawać (te słowa w kontekście życia Ewy brzmią bardzo wiarygodnie). Moi synowie, wnusio i synowa są moim sensem życia.
- Siłę daje mi też praca – kontynuuje Ewa – na moje zajęcia przychodzą dzieci, które są ze mną przez wiele lat – cieszy mnie patrzenie na ich rozwój. (Jakie byłyby Pyskowice bez Ewy, bez jej działań i entuzjazmu?)
,,Ciągle jestem w drodze. Idę do przodu. Robię swoje.”
…
Kiedy przyjdziesz pokażę ci
moje blizny
łzy
drogę
od serca do pępka
i dalej
a na deser dostaniesz
słodką
garść
malin
(Wiersz Magdaleny Goik z jej najnowszego tomiku)