Magia świąt?...
Rozmawiam z pacjentami na oddziale psychiatrycznym - część bardzo chce ,,wyjść na święta”. Dopiero po dłuższej rozmowie okazuje się ile pod spodem jest lęku, niepewności. Czym to ,,wyjście na święta” ma być? Jakie mam oczekiwania?
Sobota 6 rano. Jadę pociągiem na jeden z ostatnich już zjazdów do Instytutu Gestalt. Pociąg jedzie z Gdyni i jestem jedyną osobą, która wsiada na Stacji Pyskowice.
Środek grudnia, wieje wiatr, jest kompletnie ciemno.
Myślę o grudniu i o tym, że klimat to mamy jednak niełatwy. Ale też o wysiłku związanym ze świętami. O tym wszystkich zakupach ponad miarę, sprzątaniu, zagubieniu, wydanych bezsensu pieniądzach, komercji posypanej złotym brokatem.
Rozmawiam z pacjentami na oddziale psychiatrycznym - część bardzo chce ,,wyjść na święta”. Dopiero po dłuższej rozmowie okazuje się ile pod spodem jest lęku, niepewności. Czym to ,,wyjście na święta” ma być? Jakie mam oczekiwania?
W gabinecie często słyszę o tym, że tak naprawdę to boimy się, nie lubimy świąt. Spotkań z rodziną, wysiłku ponad miarę, stresującej atmosfery.
Jak to wszystko zintegrować? Swoje lęki, smutki, obawy (albo na przykład brak kasy na ucztowanie ) z wszechogarniającym naporem ,,magii świąt”?
Nie wiem..
(Tak tak oczywiście część z nas uwielbia święta ale nie o tym jest ten post).
W samo sedno pisze Wojciech Eichelberger:
W pocie czoła przygotowujemy wielką ucztę a potem w cierpieniu ją trawimy.
Czy jakoś tak…
Póki co zrobiło się jasno i za oknami pociągu wstał kolejny dzień i nawet wyszło na chwilę słońce!
Środek grudnia, wieje wiatr, jest kompletnie ciemno.
Myślę o grudniu i o tym, że klimat to mamy jednak niełatwy. Ale też o wysiłku związanym ze świętami. O tym wszystkich zakupach ponad miarę, sprzątaniu, zagubieniu, wydanych bezsensu pieniądzach, komercji posypanej złotym brokatem.
Rozmawiam z pacjentami na oddziale psychiatrycznym - część bardzo chce ,,wyjść na święta”. Dopiero po dłuższej rozmowie okazuje się ile pod spodem jest lęku, niepewności. Czym to ,,wyjście na święta” ma być? Jakie mam oczekiwania?
W gabinecie często słyszę o tym, że tak naprawdę to boimy się, nie lubimy świąt. Spotkań z rodziną, wysiłku ponad miarę, stresującej atmosfery.
Jak to wszystko zintegrować? Swoje lęki, smutki, obawy (albo na przykład brak kasy na ucztowanie ) z wszechogarniającym naporem ,,magii świąt”?
Nie wiem..
(Tak tak oczywiście część z nas uwielbia święta ale nie o tym jest ten post).
W samo sedno pisze Wojciech Eichelberger:
W pocie czoła przygotowujemy wielką ucztę a potem w cierpieniu ją trawimy.
Czy jakoś tak…
Póki co zrobiło się jasno i za oknami pociągu wstał kolejny dzień i nawet wyszło na chwilę słońce!