Marzę...
Wysyłam właśnie ostatnie materiały do mojej długo wyczekiwanej i wymarzonej książki. Książka ukaże się w listopadzie. W tym przypadku koniec może okazać się niezłym początkiem (i chociaż życie przynosi mi kolejne ,,końce’’ niezłomnie jak Kapitan Waterhouse nie poddaję się i marzę…)
Magazyn Be przestaje istnieć. Zostaliśmy poproszeni o napisanie ostatniego felietonu.
BE to w zasadzie początek mojego pisania. Wyjście z szuflady do ludzi.
Mój pierwszy felietonik był o smażeniu naleśników i o wyspie na końcu świata:
,,Czasem jednak smażąc naleśniki intensywnie myślę o odległych wyspach. Kiedy byłam małą dziewczynką marzyłam o poznaniu sobowtóra mieszkającego dokładnie po drugiej stronie Ziemi. Wiszącego głową w dół i zwróconego stopami ku moim stopom. Wyobrażałam sobie tą moją odwrotność jako zawadiacką dziewczynkę, rezolutną, o innym kolorze skóry ale z wielkimi piegami. Ha! Czy jest to w ogóle możliwe, te piegi na ciemnej jak ziarno kakaowca skórze? I nagle okazało się, że w moich marzeniach nie jestem odosobniona. Atlas Wysp Odległych Judith Schalansky i historia Kapitana Henry Waterhouse, który odkrył w 1800 roku Wyspy Antypodów i obliczył, że leżą one dokładnie na południku zerowym, po drugiej stronie Greenwich. Uznał je więc za małego sobowtóra Wysp Brytyjskich. Nic się jednak nie zgadza. Wyspy Antypodów to kraj niezamieszkały, klimat surowy i chłodny, morze groźnie obija się o górzysty ląd. Nieprzyjazny ląd. Biedny Kapitan Waterhouse.”
Judith Schalansky, Atlas wysp odległych. Pięćdziesiąt wysp, na których nigdy nie byłam i nigdy nie będę, który cytowałam był również jedną z pierwszych książek, które zdecydowałam się Wam, Drogie Kobiety przeczytać na jodze.
Wyspa Samotności, Wyspa Bożego Narodzenia, Wyspa Rozczarowania czy Pukapuka – opowieści o tych wyspach czytałyśmy na różnych jogowych wyjazdach i warsztatach.
Podobno każdy koniec jest początkiem czegoś nowego (tak mawiał mój dawny przyjaciel, kiedy kończyły się jakieś wakacje, wyjazdy a ja czułam ten charakterystyczny smutek na dnie żołądka.)
Wysyłam właśnie ostatnie materiały do mojej długo wyczekiwanej i wymarzonej książki. Książka ukaże się w listopadzie. W tym przypadku koniec może okazać się niezłym początkiem (i chociaż życie przynosi mi kolejne ,,końce’’ niezłomnie jak Kapitan Waterhouse nie poddaję się i marzę…)
BE to w zasadzie początek mojego pisania. Wyjście z szuflady do ludzi.
Mój pierwszy felietonik był o smażeniu naleśników i o wyspie na końcu świata:
,,Czasem jednak smażąc naleśniki intensywnie myślę o odległych wyspach. Kiedy byłam małą dziewczynką marzyłam o poznaniu sobowtóra mieszkającego dokładnie po drugiej stronie Ziemi. Wiszącego głową w dół i zwróconego stopami ku moim stopom. Wyobrażałam sobie tą moją odwrotność jako zawadiacką dziewczynkę, rezolutną, o innym kolorze skóry ale z wielkimi piegami. Ha! Czy jest to w ogóle możliwe, te piegi na ciemnej jak ziarno kakaowca skórze? I nagle okazało się, że w moich marzeniach nie jestem odosobniona. Atlas Wysp Odległych Judith Schalansky i historia Kapitana Henry Waterhouse, który odkrył w 1800 roku Wyspy Antypodów i obliczył, że leżą one dokładnie na południku zerowym, po drugiej stronie Greenwich. Uznał je więc za małego sobowtóra Wysp Brytyjskich. Nic się jednak nie zgadza. Wyspy Antypodów to kraj niezamieszkały, klimat surowy i chłodny, morze groźnie obija się o górzysty ląd. Nieprzyjazny ląd. Biedny Kapitan Waterhouse.”
Judith Schalansky, Atlas wysp odległych. Pięćdziesiąt wysp, na których nigdy nie byłam i nigdy nie będę, który cytowałam był również jedną z pierwszych książek, które zdecydowałam się Wam, Drogie Kobiety przeczytać na jodze.
Wyspa Samotności, Wyspa Bożego Narodzenia, Wyspa Rozczarowania czy Pukapuka – opowieści o tych wyspach czytałyśmy na różnych jogowych wyjazdach i warsztatach.
Podobno każdy koniec jest początkiem czegoś nowego (tak mawiał mój dawny przyjaciel, kiedy kończyły się jakieś wakacje, wyjazdy a ja czułam ten charakterystyczny smutek na dnie żołądka.)
Wysyłam właśnie ostatnie materiały do mojej długo wyczekiwanej i wymarzonej książki. Książka ukaże się w listopadzie. W tym przypadku koniec może okazać się niezłym początkiem (i chociaż życie przynosi mi kolejne ,,końce’’ niezłomnie jak Kapitan Waterhouse nie poddaję się i marzę…)