Midsommar. Straszny film w biały dzień.
Dani rozpacza po stratach, które ją w ostatnich czasach spotkały. Płacze, szlocha, wyje, tarza się po ziemi. I wtedy dołączają do niej inne kobiety. Jej ból staje się ich bólem. Stają się jednym organizmem. Jednym oddechem. Jedną raną.
Siostrzeństwo?
Siostrzeństwo?
Folk-horror czyli ,,Midsommar. W biały dzień” (reż Ari Aster), to film o tym jak daleko można odlecieć. Z przytupem.
W religię.
W jogę.
W sektę.
W bycie fit za wszelką cenę.
W narkotyki.
W wolną miłość.
W miłość obsesyjną.
(Czyż wielu z nas nie chwyta się uporczywie jakieś idei? Żeby coś przepracować? Przeżyć? Znieczulić? Nadać sens?)
....
,,Główną bohaterkę „Midsommar”, Dani (fenomenalna Florence Pugh), poznajemy w momencie, gdy jej siostra i rodzice umierają w wyniku samobójczego zaczadzenia spalinami samochodowymi. Pogrążona w żałobie dziewczyna z początku nie radzi sobie z tą stratą. Po czasie jednak postanawia dołączyć do wyprawy do Szwecji, którą organizuje jej chłopak, Christian, wraz z kolegami. Wszyscy mają wziąć udział w prastarym święcie organizowanym w odciętej od świata komunie z okazji letniego przesilenia. (https://www.spidersweb.pl/rozrywka/2019/07/05/midsommar-w-bialy-dzien-recenzja-horror/)”
...
Ale moim zdaniem to jest film głównie (a może przede wszystkim?) o rozpadzie związku. O dojrzewaniu do zerwania toksycznej rekacji. Nie byłabym sobą (czyli nieco nawiedzoną feministką), gdybym nie skomentowała go poprzez płeć.
Jest taka scena, która mną szczególnie wstrząsnęła (film jest mocny i wstrząsających scen jest mnóstwo).
Dani rozpacza po stratach, które ją w ostatnich czasach spotkały. Płacze, szlocha, wyje, tarza się po ziemi. I wtedy dołączają do niej inne kobiety. Jej ból staje się ich bólem. Stają się jednym organizmem. Jednym oddechem. Jedną raną.
Siostrzeństwo?
Film jest dziwaczny. Straszny. Krwawy i obrzydliwy czasami.
Ale i tak polecam💪🏻❤️
W religię.
W jogę.
W sektę.
W bycie fit za wszelką cenę.
W narkotyki.
W wolną miłość.
W miłość obsesyjną.
(Czyż wielu z nas nie chwyta się uporczywie jakieś idei? Żeby coś przepracować? Przeżyć? Znieczulić? Nadać sens?)
....
,,Główną bohaterkę „Midsommar”, Dani (fenomenalna Florence Pugh), poznajemy w momencie, gdy jej siostra i rodzice umierają w wyniku samobójczego zaczadzenia spalinami samochodowymi. Pogrążona w żałobie dziewczyna z początku nie radzi sobie z tą stratą. Po czasie jednak postanawia dołączyć do wyprawy do Szwecji, którą organizuje jej chłopak, Christian, wraz z kolegami. Wszyscy mają wziąć udział w prastarym święcie organizowanym w odciętej od świata komunie z okazji letniego przesilenia. (https://www.spidersweb.pl/rozrywka/2019/07/05/midsommar-w-bialy-dzien-recenzja-horror/)”
...
Ale moim zdaniem to jest film głównie (a może przede wszystkim?) o rozpadzie związku. O dojrzewaniu do zerwania toksycznej rekacji. Nie byłabym sobą (czyli nieco nawiedzoną feministką), gdybym nie skomentowała go poprzez płeć.
Jest taka scena, która mną szczególnie wstrząsnęła (film jest mocny i wstrząsających scen jest mnóstwo).
Dani rozpacza po stratach, które ją w ostatnich czasach spotkały. Płacze, szlocha, wyje, tarza się po ziemi. I wtedy dołączają do niej inne kobiety. Jej ból staje się ich bólem. Stają się jednym organizmem. Jednym oddechem. Jedną raną.
Siostrzeństwo?
Film jest dziwaczny. Straszny. Krwawy i obrzydliwy czasami.
Ale i tak polecam💪🏻❤️