Monika. Kobieta w drodze.
Monika. Kobieta w drodze. Kiedy myślę o kobiecie, która szuka i nigdy w tym szukaniu nie ustaje, to od razu przychodzi mi na myśl Monika. Drobna, niska brunetka, o ciemnej karnacji, która wszędzie wygląda „jakby była nie stąd”. Kobieta w procesie. W drodze. W zmianie. Fotografka i prawniczka. Sportsmenka. Pani prokurator od trudnych dziecięcych spraw. Mama trójki dzieci. Trochę wiedźma, trochę czarownica o niezwykle przenikliwych obserwacjach. Wegetarianka od 20 lat. Feministka.
Monikę poznałam piętnaście lat temu na internetowym forum dla mam. Bardzo chcieliśmy mieć dzieci, to był ten moment. Na początku nie wychodziło więc szukałam pomocy. Nasze forum było czymś na kształt kobiecej grupy wsparcia, pisałyśmy o wszystkim, dzieliłyśmy się radami, zaprzyjaźniałyśmy się, organizowałyśmy spotkania na żywo i oczywiście raz na jakiś czas wybuchała awantura. Któraś się obrażała, ale zawsze wracała. Przyjmowałyśmy ją z powrotem z radością.
Każda z nas miała oczywiście swój internetowy nick. Monika była Oncillą. Oncilla to dziki kot – piękny, smukły i drobny. Samotnik.
Przez ten cały czas kiedy rodziły się dzieci, pierwsze ząbki, nocniki, przedszkole, szkoła - miałyśmy kontakt ze sobą. Nasza internetowa społeczność zmieniła po latach swój charakter. Jak to w życiu pojawiły się kryzysy małżeńskie, rozwody, część dziewczyn jednak odeszła.
…
Monika-Oncilla
O kobiecej sile rozmawiamy piętnaście lat później, lipcowym popołudniem, na ławeczce z widokiem na pole i wczesne sianokosy. W miejscowości (nomen omen) o nazwie Silna Nowa, gdzie organizuję warsztaty jogowe. Te piętnaście lat zmieniły mnie i ją.
Wokół same kobiety, dużo ze sobą rozmawiamy. Pojawiają się poważne tematy ale też się śmiejemy a jedna z nas przywiozła ze sobą karty do wróżenia. Dziewczyny siedzą na kocyku pod lipą, przechodzę obok, wracam z samotnego spaceru po lesie.
- Kasia, teraz Twoja kolej, losujesz.
Wyciągam królika. Tego, który się bał. (Ach, tak bardzo chciałabym być specjalistką od kobiecej siły ale najpierw muszę uporać się ze swoim wewnętrznym królikiem). Monika patrzy na mnie i uśmiechamy się do siebie.
Ta, Która Wie, jest w nas.
- Które z kobiet w Twojej rodzinie były silne?
- Nie mam w rodzinie silnych kobiet – Monika odpowiada zdecydowanym głosem.
-Jestem przekonana, że niesiemy przez życie traumy, które nie są naszymi traumami ale tym co dostałyśmy od naszych mam i babek – dodaje po chwili.
- To samoświadomość i samopoznanie dało mi ogromną siłę. Poszukiwanie a potem zdanie sobie sprawę z tego jak unikać błędów, które popełniono na mnie. I nie powielać ich.
- Gdzie szukałaś? – bardzo dopytuję.
I Monika opowiada jak zrekonstruowała drzewo genealogiczne kobiecej części swojej rodziny (udało się jej dotrzeć aż do około 1790 roku ) i to dziedzictwo okazało się być dla niej bardzo ważne. Była mu zresztą zawsze wierna - zachowała swoje rodowe nazwisko, które przyjął jej mąż a potem dzieci.
Kobiety w rodzinie Moniki zmagały się z rzeczywistością. To był taki znój co dzienny. Szarpanina.
Kobietą, która dała jej dużo czułości była babcia.
- Babcia odnajdywała siłę w słabościach, na przykład w nieudanym małżeństwie. Nie znała innej drogi. To był brak wyboru po prostu.
- Moja babcia (i dziadek) ze strony mamy to dla mnie ogromnie ważne osoby. Dali mi mnóstwo miłości w dzieciństwie. I dużo dobrych wspomnień. Akceptowali mnie całkowicie. Babcia opowiadała mi bajki, uczyła mnie patrzeć na przyrodę. Uczyła miłości i szacunku do żywych stworzeń.
Babcia Moniki była córką ludowego artysty. Pradziadek Moniki rzeźbił, malował, grał na skrzypcach. Babcia wolnych chwilach, których nie przecież nie miała za wiele - szyła, dziergała. Znała się też na ziołach, wyplatała kosze.
- Wiesz, że jeszcze w czasach „przed ikeowskich” mieliśmy w domu dziergane dywaniki?
Babcia Moniki nauczyła się wszystkiego sama. Zawsze powtarzała, że wszystko można jeśli się tylko chce. Monika pamiętam jak towarzyszyła jej przy tych czynnościach. Do dziś pozostaje to dla Moniki inspiracją.
Co to dla Ciebie znaczy być silną kobietą?
– Mieć odwagę i samoświadomość - zdecydowanie i bez wahania odpowiada Monika.
- Być jak woda która drąży skałę i wydrążyć swój własny korytarz – dodaje.
Monia od lat drąży swój własny korytarz. Opowiada o tym, że kilka lat temu doświadczyła zawodu ze strony bliskiej osoby. I że to był dla niej impuls do zmian.
- To był taki test zaufania. Stoisz, wydaje Ci się, że stabilnie, aż tu nagle znienacka przewracasz się do tyłu. Myślisz, że tam ktoś jest, kto powinien cię złapać. A tam nikogo nie ma. I przewracasz się.
- Trzeba zatem polegać głównie na sobie. Trzeba być silną a nie ufać, że ktoś cię złapie – Monika jest bardzo stanowcza.
Co daje Ci ruch? Sport? Joga?
To pytanie musiało paść, jesteśmy przecież na jogowym wyjeździe. Kryzys sprzed kilku lat rozwiną się w depresję.
- Intensywna praktyka asan czyli fizyczność pomaga. Bo jest w tym wiele prawdy, że depresja nie lubi ruchu.
Jak nie było jogi to Monika biegała albo sprzątała. Czyli czyściła przestrzeń.
- Bo asany (pozycje jogi) są jak sprzątanie - układasz ciało w określony sposób. Stopy zakorzeniasz w ziemi i to psychicznie działa. A jak ktoś Cię zawiedzie (wracamy w rozmowie do testu zaufania) to zawsze możesz zrobić mostek ze stania – śmiejemy się obie.
Monika przeszła jeszcze jeden poważny kryzys. Chciała zniknąć. Tak, żeby jej nie było. Nie przeszkadzać i nie zawadzać. Problemy z jedzeniem. Anoreksja. Jak przez mgłę pamiętam Monikę z tamtego czasu. Jeszcze szczuplejszą i bardzo smutną. Przeszła oczywiście terapię ale też cały czas pracowała nad ciałem. Długa droga ale budująca i bardzo rozwijająca.
- Wiesz, po latach zrozumiałam, że przecież nie da się zniknąć. Nie wolno karać siebie. Jeśli będę budować swoją wewnętrzną siłę, to stanę się bardziej „wewnątrz sterowalna”. Bo kiedyś byłam ,,zewnątrz sterowana”, odbierałam negatywnie siebie w oczach innych.
A ja myślę o latach kiedy marzyłam o tym, żeby pisać ale strach przed oceną bardzo mnie blokował. Tak bardzo, że nie byłam w stanie napisać samodzielnie dłuższego zdania. „Bałam się pisać, bo co ludzie powiedzą’’. Bałam się obnażyć, bo „przekształcanie milczenia w język i działanie jest aktem obnażenia siebie, a to zawsze wydaje się bardzo niebezpieczne”. Ale to szczęśliwie minęło. Dziś wiem, że pisanie przynosi mi przede wszystkim korzyść. (cyt za Audre Lorde, Siostra Outsiderka)
- Karzemy siebie za to co wydaje nam się, że myślą o nas inni – po chwili milczenia Monika wraca do naszej rozmowy.
- A to jest przecież często iluzja! – wykrzykuję.
- Oczywiście ustawienie radaru na innych jest dobre ale…
- Jestem empatyczna, ale stawiam granice, tak? – dopytuję.
- O tak! I budzenie swojej siły czyli przekonwertowanie swoich cieni, słabości w siłę.
A ja myślę o moich treningach i o tym kiedy w martwym ciągu podnoszę coraz to cięższą sztangę i o tym ile ten mój zwycięski ciężar dla mnie znaczy. A potem przebierając się w szatni patrzę na napis: „Myślisz, że podnoszenie ciężarów jest niebezpieczne? Spróbuj byś słaby. Bycie słabym jest niebezpieczne.” Uśmiecham się!
Monice w przezwyciężeniu kryzysu ciała pomogła joga.
- Bo w końcu zrozumiałam, że chcę współpracować ze swoim ciałem i nie robić mu już więcej krzywdy.
(Obie uśmiechamy się do swoich ciał. Chodź moje ciało. Stworzymy team.)
Monika praktykuje systematycznie i dużo, to nie są dwie godziny zajęć tygodniowo. Ćwiczy z internetowym portalem jogi pół godziny do godziny dziennie. Rodzina ją dopinguje.
- Bo joga to dla mnie coś więcej, to rozkwitanie siły kobiecej. Praktykuję, szukam, czytam – jestem jogą a joga jest mną (śmiejemy się obie).
Co myślisz o siostrzeństwie? O wzajemnym wspieraniu się kobiet? To działa?
- Pytasz czy dostałam kobiece wsparcie? Od siostry, od przyjaciółki – tak. Ale dostałam też mnóstwo wsparcia od facetów, braterskiego wsparcia. Niestety w moim życiu za krzywdzącymi mnie facetami stały krzywdzące kobiety – to boli najbardziej. Boli, bo to od kobiet spodziewamy się wsparcia.
Czy istnieje zatem siostrzeństwo i lojalność kobieca?
W internecie toczy się przecież tyle dyskusji między kobietami. Dyskusji pełnych jadu i złośliwości.
- Baba babie babą i tylko czeka jak tu ugodzić jadowitym zębem – mówi Monika.– A gdyby tak ustalić odgórnie taki siostrzeński kodeks?
- Czyli nie komentujemy złośliwie wyglądu innych kobiet? – pytam.
- Nie lajkujemy postów o nieudanej kreacji Beaty Szydło ani nie twierdzimy też, że to klimakterium posłanki Pawłowicz jest powodem jej zachowania. Czyli same - my kobiety nie utrwalamy przedmiotowego traktowania kobiecego ciała.
(Spodziewamy się przemocy od mężczyzn a przecież bardziej boli zdrada kobiet.)
Zresztą wokół kobiecej atrakcyjności narosło wiele szkodliwych mitów i oczekiwań.
Bo czy bycie atrakcyjną wzmacnia (a może osłabia) naszą siłę? – zastanawiamy się obie.
Monika przywołuje obraz kalekiej kobiecości i symbolu naszych czasów - Marylin Monroe. W baśni o Czerwonych trzewiczkach, którą obie z Moniką bardzo lubimy Clarissa Pinkola Estes rozprawia się z tym symbolem i pisze o głodzie duszy i uzależnieniu.
,,Jeden rodzaj żywej, ukochanej czerwieni zostaje unicestwiony, kiedy buty, uszyte samodzielnie przez dziewczynkę, zostają spalone. To daje początek tęsknotom, obsesjom i ostatecznie powoduje uzależnienie od innego rodzaju czerwieni: czerwieni tanich dreszczyków, przelotnych uniesień i seksu bez miłości, czerwieni prowadzącej do życia pozbawionego głębszej treści.” (Biegnaca z wilkami, Clarrissa Pinkola Estes)
Atrakcyjność nie może być kwintesencja kobiecości, bo to prowadzi ku zgubie. Obie jesteśmy tego pewne.
Ale jeśli nawet jakiś epizod kończy się katastrofą, to nasze życie toczy się przecież dalej.
- Moniko, czego nauczyły Cię porażki?
- Te z grubej rury są już, mam nadzieję za mną – śmieje się Monika – a poza tym chyba więcej krzywdy robią nam sukcesy.
- Uważaj, bo spełnią Ci się marzenia? – dopytuję.
- Tak. Każde niepowodzenie to ważny nauczyciel. Czasem lepiej, gdy nam się nie udaje, bo trzeba szukać nowej ścieżki, a porażki uczą. Jesteśmy tu po to, żeby się uczyć. Brakuje nam czegoś do pełni więc tam dostajemy łomot, gdzie jesteśmy najsłabsi.
- To tak jak w sporcie? W praktyce asan?
- Tak! Zmieniamy ułożenie ciała, perspektywę. Szukamy. Całe życie szukamy.
– I dlatego trzeba sobie pomagać?
- Może to jest właśnie to siostrzeńswo? Inspiracja? Chciałabym być taką starą kobietą do której przychodzi się po rady – mówi Monika.
Całkiem łatwo jest mi sobie wyobrazić Monikę jako drobną zasuszoną staruszkę z długimi i siwymi włosami.
- Mój brat, mąż, ojciec mówili mi:
„Ty to jesteś taka silna, że zawsze dasz radę”. Być może dlatego zaczęłam budować się od środka, bo czułam, że to co wewnątrz mnie nie jest wcale takie silne. Podjęłam to wyzwanie.
- Pewnego dnia kobieta staje wreszcie twarzą w twarz ze swoja własną siłą i w końcu przestaje się jej bać – dodaje z uśmiechem Monika.
…
Po jakimś czasie Monika pisze do mnie:
„Kasiu, wczoraj jeszcze rozmyślałam o kobiecej sile o której rozmawiałyśmy. Bo zastanawia mnie dlaczego postrzegam kobiety z mojej rodziny jako słabe, choć przecież jak te siłaczki ze wszystkim sobie radziły same. I dawały radę, chociaż pozostały wrażliwe i połamane przez życie.
Teraz jako silną i świadomą kobietę określiłabym moją siostrę. Piętnaście lat temu, zaraz po studiach pojechała do Londynu. Sama i w nieznane. Wtedy nie znała języka, jednak po latach pracy w angielskiej szkole jako nauczycielka, obecnie pracuje w agencji werbującej nauczycieli i właśnie dostała nagrodę dla Najlepszego Debiutującego w 2017 Pracownika.
Jestem taka dumna z mojej młodszej siostry!
Dlaczego zatem moje przodkinie nie były silne? Wciąż o tym myślę.
Bo wiesz z drugiej strony ta kobieca moc to też uzdrawianie. Kobiety przecież uzdrawiają swoje dzieci. To my leczymy katary, kaszle i chore brzuszki. Uzdrawiamy swoich mężczyzn, uzdrawiamy rodziny i wreszcie społeczeństwa. Kiedy trzeba naprawiać, to kobiety stają na czele. Nie sposób jednak skutecznie tego robić, gdy same nie jesteśmy zdrowe - wtedy resztkę energii, która nam została oddajemy innym. A my znikamy...
Tak więc żeby skutecznie korzystać z naszej kobiecej supermocy to same musimy się najpierw uzdrowić. Na poziomie ciała i psyche (bo to się przecież przenika). Prawdziwie silna kobieta to nie ta, która daje z siebie wszystko.
Matka Polka, ofiarująca siebie ale to ta, która jest wsparciem i przewodniczką, bo ma w sobie stale bijące źródło własnej siły.
I to jest chyba kwintesencja kobiecości. Ta kobieca siła przyciąga, daje mądrość i ukojenie, leczy i wzmacnia.
Rozmawiałam przez te wszystkie lata kryzysów z wieloma kobietami i to za czym tęskniły, to właśnie mądre kobiece przewodnictwo.
Bo co z tego, że ktoś nałoży Ci własną maskę tlenową? Przeżyjesz ale zostaniesz sama.”
…
Po naszych rozmowach w Silnej Monika kontynuuje naukę jogi. Kończy kolejne kursy, poznaje nowych nauczycieli. Być może kiedyś sama zostanie nauczycielką jogi.
(Bo jest straszliwą arogancją robić świetne zdjęcia i trzymać je w szufladzie. Odpalanie świeczki od innej świeczki nic tej pierwszej świeczce nie robi. Moniko, inspirujesz!)
Wykorzystane w tekście fotki są autorstwa Joanny Szmańskiej.
Każda z nas miała oczywiście swój internetowy nick. Monika była Oncillą. Oncilla to dziki kot – piękny, smukły i drobny. Samotnik.
Przez ten cały czas kiedy rodziły się dzieci, pierwsze ząbki, nocniki, przedszkole, szkoła - miałyśmy kontakt ze sobą. Nasza internetowa społeczność zmieniła po latach swój charakter. Jak to w życiu pojawiły się kryzysy małżeńskie, rozwody, część dziewczyn jednak odeszła.
…
Monika-Oncilla
O kobiecej sile rozmawiamy piętnaście lat później, lipcowym popołudniem, na ławeczce z widokiem na pole i wczesne sianokosy. W miejscowości (nomen omen) o nazwie Silna Nowa, gdzie organizuję warsztaty jogowe. Te piętnaście lat zmieniły mnie i ją.
Wokół same kobiety, dużo ze sobą rozmawiamy. Pojawiają się poważne tematy ale też się śmiejemy a jedna z nas przywiozła ze sobą karty do wróżenia. Dziewczyny siedzą na kocyku pod lipą, przechodzę obok, wracam z samotnego spaceru po lesie.
- Kasia, teraz Twoja kolej, losujesz.
Wyciągam królika. Tego, który się bał. (Ach, tak bardzo chciałabym być specjalistką od kobiecej siły ale najpierw muszę uporać się ze swoim wewnętrznym królikiem). Monika patrzy na mnie i uśmiechamy się do siebie.
Ta, Która Wie, jest w nas.
- Które z kobiet w Twojej rodzinie były silne?
- Nie mam w rodzinie silnych kobiet – Monika odpowiada zdecydowanym głosem.
-Jestem przekonana, że niesiemy przez życie traumy, które nie są naszymi traumami ale tym co dostałyśmy od naszych mam i babek – dodaje po chwili.
- To samoświadomość i samopoznanie dało mi ogromną siłę. Poszukiwanie a potem zdanie sobie sprawę z tego jak unikać błędów, które popełniono na mnie. I nie powielać ich.
- Gdzie szukałaś? – bardzo dopytuję.
I Monika opowiada jak zrekonstruowała drzewo genealogiczne kobiecej części swojej rodziny (udało się jej dotrzeć aż do około 1790 roku ) i to dziedzictwo okazało się być dla niej bardzo ważne. Była mu zresztą zawsze wierna - zachowała swoje rodowe nazwisko, które przyjął jej mąż a potem dzieci.
Kobiety w rodzinie Moniki zmagały się z rzeczywistością. To był taki znój co dzienny. Szarpanina.
Kobietą, która dała jej dużo czułości była babcia.
- Babcia odnajdywała siłę w słabościach, na przykład w nieudanym małżeństwie. Nie znała innej drogi. To był brak wyboru po prostu.
- Moja babcia (i dziadek) ze strony mamy to dla mnie ogromnie ważne osoby. Dali mi mnóstwo miłości w dzieciństwie. I dużo dobrych wspomnień. Akceptowali mnie całkowicie. Babcia opowiadała mi bajki, uczyła mnie patrzeć na przyrodę. Uczyła miłości i szacunku do żywych stworzeń.
Babcia Moniki była córką ludowego artysty. Pradziadek Moniki rzeźbił, malował, grał na skrzypcach. Babcia wolnych chwilach, których nie przecież nie miała za wiele - szyła, dziergała. Znała się też na ziołach, wyplatała kosze.
- Wiesz, że jeszcze w czasach „przed ikeowskich” mieliśmy w domu dziergane dywaniki?
Babcia Moniki nauczyła się wszystkiego sama. Zawsze powtarzała, że wszystko można jeśli się tylko chce. Monika pamiętam jak towarzyszyła jej przy tych czynnościach. Do dziś pozostaje to dla Moniki inspiracją.
Co to dla Ciebie znaczy być silną kobietą?
– Mieć odwagę i samoświadomość - zdecydowanie i bez wahania odpowiada Monika.
- Być jak woda która drąży skałę i wydrążyć swój własny korytarz – dodaje.
Monia od lat drąży swój własny korytarz. Opowiada o tym, że kilka lat temu doświadczyła zawodu ze strony bliskiej osoby. I że to był dla niej impuls do zmian.
- To był taki test zaufania. Stoisz, wydaje Ci się, że stabilnie, aż tu nagle znienacka przewracasz się do tyłu. Myślisz, że tam ktoś jest, kto powinien cię złapać. A tam nikogo nie ma. I przewracasz się.
- Trzeba zatem polegać głównie na sobie. Trzeba być silną a nie ufać, że ktoś cię złapie – Monika jest bardzo stanowcza.
Co daje Ci ruch? Sport? Joga?
To pytanie musiało paść, jesteśmy przecież na jogowym wyjeździe. Kryzys sprzed kilku lat rozwiną się w depresję.
- Intensywna praktyka asan czyli fizyczność pomaga. Bo jest w tym wiele prawdy, że depresja nie lubi ruchu.
Jak nie było jogi to Monika biegała albo sprzątała. Czyli czyściła przestrzeń.
- Bo asany (pozycje jogi) są jak sprzątanie - układasz ciało w określony sposób. Stopy zakorzeniasz w ziemi i to psychicznie działa. A jak ktoś Cię zawiedzie (wracamy w rozmowie do testu zaufania) to zawsze możesz zrobić mostek ze stania – śmiejemy się obie.
Monika przeszła jeszcze jeden poważny kryzys. Chciała zniknąć. Tak, żeby jej nie było. Nie przeszkadzać i nie zawadzać. Problemy z jedzeniem. Anoreksja. Jak przez mgłę pamiętam Monikę z tamtego czasu. Jeszcze szczuplejszą i bardzo smutną. Przeszła oczywiście terapię ale też cały czas pracowała nad ciałem. Długa droga ale budująca i bardzo rozwijająca.
- Wiesz, po latach zrozumiałam, że przecież nie da się zniknąć. Nie wolno karać siebie. Jeśli będę budować swoją wewnętrzną siłę, to stanę się bardziej „wewnątrz sterowalna”. Bo kiedyś byłam ,,zewnątrz sterowana”, odbierałam negatywnie siebie w oczach innych.
A ja myślę o latach kiedy marzyłam o tym, żeby pisać ale strach przed oceną bardzo mnie blokował. Tak bardzo, że nie byłam w stanie napisać samodzielnie dłuższego zdania. „Bałam się pisać, bo co ludzie powiedzą’’. Bałam się obnażyć, bo „przekształcanie milczenia w język i działanie jest aktem obnażenia siebie, a to zawsze wydaje się bardzo niebezpieczne”. Ale to szczęśliwie minęło. Dziś wiem, że pisanie przynosi mi przede wszystkim korzyść. (cyt za Audre Lorde, Siostra Outsiderka)
- Karzemy siebie za to co wydaje nam się, że myślą o nas inni – po chwili milczenia Monika wraca do naszej rozmowy.
- A to jest przecież często iluzja! – wykrzykuję.
- Oczywiście ustawienie radaru na innych jest dobre ale…
- Jestem empatyczna, ale stawiam granice, tak? – dopytuję.
- O tak! I budzenie swojej siły czyli przekonwertowanie swoich cieni, słabości w siłę.
A ja myślę o moich treningach i o tym kiedy w martwym ciągu podnoszę coraz to cięższą sztangę i o tym ile ten mój zwycięski ciężar dla mnie znaczy. A potem przebierając się w szatni patrzę na napis: „Myślisz, że podnoszenie ciężarów jest niebezpieczne? Spróbuj byś słaby. Bycie słabym jest niebezpieczne.” Uśmiecham się!
Monice w przezwyciężeniu kryzysu ciała pomogła joga.
- Bo w końcu zrozumiałam, że chcę współpracować ze swoim ciałem i nie robić mu już więcej krzywdy.
(Obie uśmiechamy się do swoich ciał. Chodź moje ciało. Stworzymy team.)
Monika praktykuje systematycznie i dużo, to nie są dwie godziny zajęć tygodniowo. Ćwiczy z internetowym portalem jogi pół godziny do godziny dziennie. Rodzina ją dopinguje.
- Bo joga to dla mnie coś więcej, to rozkwitanie siły kobiecej. Praktykuję, szukam, czytam – jestem jogą a joga jest mną (śmiejemy się obie).
Co myślisz o siostrzeństwie? O wzajemnym wspieraniu się kobiet? To działa?
- Pytasz czy dostałam kobiece wsparcie? Od siostry, od przyjaciółki – tak. Ale dostałam też mnóstwo wsparcia od facetów, braterskiego wsparcia. Niestety w moim życiu za krzywdzącymi mnie facetami stały krzywdzące kobiety – to boli najbardziej. Boli, bo to od kobiet spodziewamy się wsparcia.
Czy istnieje zatem siostrzeństwo i lojalność kobieca?
W internecie toczy się przecież tyle dyskusji między kobietami. Dyskusji pełnych jadu i złośliwości.
- Baba babie babą i tylko czeka jak tu ugodzić jadowitym zębem – mówi Monika.– A gdyby tak ustalić odgórnie taki siostrzeński kodeks?
- Czyli nie komentujemy złośliwie wyglądu innych kobiet? – pytam.
- Nie lajkujemy postów o nieudanej kreacji Beaty Szydło ani nie twierdzimy też, że to klimakterium posłanki Pawłowicz jest powodem jej zachowania. Czyli same - my kobiety nie utrwalamy przedmiotowego traktowania kobiecego ciała.
(Spodziewamy się przemocy od mężczyzn a przecież bardziej boli zdrada kobiet.)
Zresztą wokół kobiecej atrakcyjności narosło wiele szkodliwych mitów i oczekiwań.
Bo czy bycie atrakcyjną wzmacnia (a może osłabia) naszą siłę? – zastanawiamy się obie.
Monika przywołuje obraz kalekiej kobiecości i symbolu naszych czasów - Marylin Monroe. W baśni o Czerwonych trzewiczkach, którą obie z Moniką bardzo lubimy Clarissa Pinkola Estes rozprawia się z tym symbolem i pisze o głodzie duszy i uzależnieniu.
,,Jeden rodzaj żywej, ukochanej czerwieni zostaje unicestwiony, kiedy buty, uszyte samodzielnie przez dziewczynkę, zostają spalone. To daje początek tęsknotom, obsesjom i ostatecznie powoduje uzależnienie od innego rodzaju czerwieni: czerwieni tanich dreszczyków, przelotnych uniesień i seksu bez miłości, czerwieni prowadzącej do życia pozbawionego głębszej treści.” (Biegnaca z wilkami, Clarrissa Pinkola Estes)
Atrakcyjność nie może być kwintesencja kobiecości, bo to prowadzi ku zgubie. Obie jesteśmy tego pewne.
Ale jeśli nawet jakiś epizod kończy się katastrofą, to nasze życie toczy się przecież dalej.
- Moniko, czego nauczyły Cię porażki?
- Te z grubej rury są już, mam nadzieję za mną – śmieje się Monika – a poza tym chyba więcej krzywdy robią nam sukcesy.
- Uważaj, bo spełnią Ci się marzenia? – dopytuję.
- Tak. Każde niepowodzenie to ważny nauczyciel. Czasem lepiej, gdy nam się nie udaje, bo trzeba szukać nowej ścieżki, a porażki uczą. Jesteśmy tu po to, żeby się uczyć. Brakuje nam czegoś do pełni więc tam dostajemy łomot, gdzie jesteśmy najsłabsi.
- To tak jak w sporcie? W praktyce asan?
- Tak! Zmieniamy ułożenie ciała, perspektywę. Szukamy. Całe życie szukamy.
– I dlatego trzeba sobie pomagać?
- Może to jest właśnie to siostrzeńswo? Inspiracja? Chciałabym być taką starą kobietą do której przychodzi się po rady – mówi Monika.
Całkiem łatwo jest mi sobie wyobrazić Monikę jako drobną zasuszoną staruszkę z długimi i siwymi włosami.
- Mój brat, mąż, ojciec mówili mi:
„Ty to jesteś taka silna, że zawsze dasz radę”. Być może dlatego zaczęłam budować się od środka, bo czułam, że to co wewnątrz mnie nie jest wcale takie silne. Podjęłam to wyzwanie.
- Pewnego dnia kobieta staje wreszcie twarzą w twarz ze swoja własną siłą i w końcu przestaje się jej bać – dodaje z uśmiechem Monika.
…
Po jakimś czasie Monika pisze do mnie:
„Kasiu, wczoraj jeszcze rozmyślałam o kobiecej sile o której rozmawiałyśmy. Bo zastanawia mnie dlaczego postrzegam kobiety z mojej rodziny jako słabe, choć przecież jak te siłaczki ze wszystkim sobie radziły same. I dawały radę, chociaż pozostały wrażliwe i połamane przez życie.
Teraz jako silną i świadomą kobietę określiłabym moją siostrę. Piętnaście lat temu, zaraz po studiach pojechała do Londynu. Sama i w nieznane. Wtedy nie znała języka, jednak po latach pracy w angielskiej szkole jako nauczycielka, obecnie pracuje w agencji werbującej nauczycieli i właśnie dostała nagrodę dla Najlepszego Debiutującego w 2017 Pracownika.
Jestem taka dumna z mojej młodszej siostry!
Dlaczego zatem moje przodkinie nie były silne? Wciąż o tym myślę.
Bo wiesz z drugiej strony ta kobieca moc to też uzdrawianie. Kobiety przecież uzdrawiają swoje dzieci. To my leczymy katary, kaszle i chore brzuszki. Uzdrawiamy swoich mężczyzn, uzdrawiamy rodziny i wreszcie społeczeństwa. Kiedy trzeba naprawiać, to kobiety stają na czele. Nie sposób jednak skutecznie tego robić, gdy same nie jesteśmy zdrowe - wtedy resztkę energii, która nam została oddajemy innym. A my znikamy...
Tak więc żeby skutecznie korzystać z naszej kobiecej supermocy to same musimy się najpierw uzdrowić. Na poziomie ciała i psyche (bo to się przecież przenika). Prawdziwie silna kobieta to nie ta, która daje z siebie wszystko.
Matka Polka, ofiarująca siebie ale to ta, która jest wsparciem i przewodniczką, bo ma w sobie stale bijące źródło własnej siły.
I to jest chyba kwintesencja kobiecości. Ta kobieca siła przyciąga, daje mądrość i ukojenie, leczy i wzmacnia.
Rozmawiałam przez te wszystkie lata kryzysów z wieloma kobietami i to za czym tęskniły, to właśnie mądre kobiece przewodnictwo.
Bo co z tego, że ktoś nałoży Ci własną maskę tlenową? Przeżyjesz ale zostaniesz sama.”
…
Po naszych rozmowach w Silnej Monika kontynuuje naukę jogi. Kończy kolejne kursy, poznaje nowych nauczycieli. Być może kiedyś sama zostanie nauczycielką jogi.
(Bo jest straszliwą arogancją robić świetne zdjęcia i trzymać je w szufladzie. Odpalanie świeczki od innej świeczki nic tej pierwszej świeczce nie robi. Moniko, inspirujesz!)
Wykorzystane w tekście fotki są autorstwa Joanny Szmańskiej.