O karpiach i o niezłomności...
Nie można nie oddychać. Ani zbyt długo oddychać za płytko. W końcu jakaś siła każe Ci zrobić głęboki wdech. Odetchnąć pełną piersią.
Ponad tydzień temu współprowadziłam w ramach naszego Klubu Książki Kobiecej spotkanie z Karoliną Kuszlewicz, adwokatką w obronie zwierząt.
Karolina opowiadała o obronie karpi czyli o tym, by przetrzymywać je przed świętami Bożego Narodzenia w ludzkich warunkach (ludzkie warunki dla karpi? ta jej opowieść najbardziej utkwiła mi w głowie!)
Karolina mówiła o beznadziejnych wyrokach sadów, o kiwających z politowaniem głowach i że to niełatwe doświadczenie było. Aż nagle i znienacka (kiedy już była blisko utraty nadziei) Sąd Najwyższy orzekł, że naturalnym środowiskiem ryb jest woda i tamże te karpie powinny przebywać (nie wolno zatem przetrzymywać ryb stłoczonych i bez wody w wiaderkach, workach itp.)
(Ale ten post miał nie być o karpiach. Tylko o ludzkiej niezłomności. Kobiecej?)
Clarissa Pinkola Estes w ,,Biegnącej z wilkami” wspomina, że kiedy była dzieckiem, a przemysł dopiero zaczął zmieniać oblicze Ziemi, w basenie Chicago jeziora Michigan zatonęła barka z ropą. To była prawdziwa katastrofa ekologiczna. Po każdym dniu spędzonym na plaży matki szorowały swoje dzieci, które lepiły się od ropy. Coś kazało im bez słowa sprzeciwu spokojnie zmywać oleiste plamy, choć zdezorientowane i zgnębiony dusiły w sobie gniew.
I dalej Clarissa pisze:
,,Nie można nie oddychać. Ani zbyt długo oddychać za płytko. W końcu jakaś siła każe Ci zrobić głęboki wdech. Odetchnąć pełną piersią.”
(Uwielbiam tę opowieść i często ją przytaczam.)
W krótkiej rozmowie przed warsztatami Karolina poleciała mi książkę Rebecci Solnit ,,Nadzieja w mroku” (Kasia, musisz ją przeczytać, to jest najbardziej optymistyczna lektura ostatniego czasu!)
,,Niekiedy jedna osoba wystarczy, by tchnąć ducha w ogromny ruch społeczny, a czasem same jej słowa wysłuchane kilka dekad później; niekiedy parę gorąco zaangażowanych osób zmienia świat; niekiedy inicjują masowy ruch, do którego przyłączają się miliony; niekiedy miliony te wrą tym samym oburzeniem i podzielają te same ideały, a zmiana nadchodzi niespodziewanie niczym zmiana pogody. Wszystkie te sytuacje łączy to, że poczęły się w wyobraźni, zrodziły się z nadziei. Pokładanie w czymś nadziei przypomina grę hazardową. Stawianie na przyszłość, na własne pragnienia, na możliwość, że otwarte serca i niepewność są lepsze niż przygnębienie i poczucie bezpieczeństwa. Nadzieja jest niebezpieczna, a jednak jest przeciwieństwem lęku, żyć bowiem to wystawiać się na ryzyko.”
(Potwierdzam, ta książka budzi optymizm.)
Niech zatem moc będzie z nami!
(I cichutko powtarzam sobie - nie wolno się bać i trzeba mieć nadzieję. Bo czasem przecież boję się prze-bardzo).
Karolina opowiadała o obronie karpi czyli o tym, by przetrzymywać je przed świętami Bożego Narodzenia w ludzkich warunkach (ludzkie warunki dla karpi? ta jej opowieść najbardziej utkwiła mi w głowie!)
Karolina mówiła o beznadziejnych wyrokach sadów, o kiwających z politowaniem głowach i że to niełatwe doświadczenie było. Aż nagle i znienacka (kiedy już była blisko utraty nadziei) Sąd Najwyższy orzekł, że naturalnym środowiskiem ryb jest woda i tamże te karpie powinny przebywać (nie wolno zatem przetrzymywać ryb stłoczonych i bez wody w wiaderkach, workach itp.)
(Ale ten post miał nie być o karpiach. Tylko o ludzkiej niezłomności. Kobiecej?)
Clarissa Pinkola Estes w ,,Biegnącej z wilkami” wspomina, że kiedy była dzieckiem, a przemysł dopiero zaczął zmieniać oblicze Ziemi, w basenie Chicago jeziora Michigan zatonęła barka z ropą. To była prawdziwa katastrofa ekologiczna. Po każdym dniu spędzonym na plaży matki szorowały swoje dzieci, które lepiły się od ropy. Coś kazało im bez słowa sprzeciwu spokojnie zmywać oleiste plamy, choć zdezorientowane i zgnębiony dusiły w sobie gniew.
I dalej Clarissa pisze:
,,Nie można nie oddychać. Ani zbyt długo oddychać za płytko. W końcu jakaś siła każe Ci zrobić głęboki wdech. Odetchnąć pełną piersią.”
(Uwielbiam tę opowieść i często ją przytaczam.)
W krótkiej rozmowie przed warsztatami Karolina poleciała mi książkę Rebecci Solnit ,,Nadzieja w mroku” (Kasia, musisz ją przeczytać, to jest najbardziej optymistyczna lektura ostatniego czasu!)
,,Niekiedy jedna osoba wystarczy, by tchnąć ducha w ogromny ruch społeczny, a czasem same jej słowa wysłuchane kilka dekad później; niekiedy parę gorąco zaangażowanych osób zmienia świat; niekiedy inicjują masowy ruch, do którego przyłączają się miliony; niekiedy miliony te wrą tym samym oburzeniem i podzielają te same ideały, a zmiana nadchodzi niespodziewanie niczym zmiana pogody. Wszystkie te sytuacje łączy to, że poczęły się w wyobraźni, zrodziły się z nadziei. Pokładanie w czymś nadziei przypomina grę hazardową. Stawianie na przyszłość, na własne pragnienia, na możliwość, że otwarte serca i niepewność są lepsze niż przygnębienie i poczucie bezpieczeństwa. Nadzieja jest niebezpieczna, a jednak jest przeciwieństwem lęku, żyć bowiem to wystawiać się na ryzyko.”
(Potwierdzam, ta książka budzi optymizm.)
Niech zatem moc będzie z nami!
(I cichutko powtarzam sobie - nie wolno się bać i trzeba mieć nadzieję. Bo czasem przecież boję się prze-bardzo).