Rzeka toczy kamienie...
W chacie pan R. opowiada o spotkanych na swojej drodze wilkach. I o rzece. Kiedy zaczynają się roztopy to rzeka staje się nieprzejezdna. Rzeka toczy kamienie, które pędzą z gór. Tak mówi pan R.
Przy skręcie na Sokoliki trzeba włączyć napęd.
Pod górę lód i trochę śniegu.
Śpimy w samochodzie. Zimno. Cisza przeszywa na wskroś.
Tylko potok Halicz szmerze do snu. Szczelnie owijam się śpiworem.
Budzi nas straż graniczna. Jak zawsze w tym miejscu.
Rano Grzegorz znajduje tropy niedźwiedzia. Futnik chciałby pewnie pobiec za tym zapachem. Ja wolę wracać do obozowiska.
Kawa w Mucznym jest mocna. Pani pyta co nas zagnało o tej porze w te strony. Zęby myję w łazience. Luksus po nocy spędzonej w samochodzie.
(Myślę o tym co nas zagnało...)
Mgła przetacza się nad Pętlą Bieszczadzką.
(Ale Baza Ludzi z Mgły jest zamknięta.)
Potem kiedy w Siekierezadzie pijemy piwo to szukam w pamięci dawnych czasów.
Siekierezada albo Zima leśnych ludzi. Edward Stachura. Marek Hłasko.
Nad Cisną również unosi się mgła. Jem samotne śniadanie w cudownym pensjonacie Perełka. Grzegorz pobiegł w Bieszczadzkim Maratonie. Przed nim 43 km. Patrzę na zamglone szczyty gór. Biegnie gdzieś tam we mgle. Wraca bardzo zmęczony i wzruszony. 43 kilometry!
Wieczorem znowu ruszamy w dzikość. Galloper dzielnie wyrywa się do przodu. Jedyna droga to droga przez rzekę.
W chacie pan R. opowiada o spotkanych na swojej drodze wilkach. I o rzece. Kiedy zaczynają się roztopy to rzeka staje się nieprzejezdna.
Rzeka toczy kamienie, które pędzą z gór. Tak mówi pan R.
Grzejemy się przy piecu ale noc spędzamy w samochodzie. Szyby zamarzają od środka. W nocy wychodzę na siku. Z ciemności patrzą na mnie oczy wilków.
Wracam szybko do śpiwora. Pies zagrzewa śpiwór od środka.
Rano z gór schodzi mgła. Podgrzewamy kawę na piecu u pana R. W chacie szaleją popielice. Futu węszy niespokojnie.
Bieszczady.
Zima leśnych ludzi. Bieli i szarości brązów.
Spokoju.
Pustki.
Ciszy.
Niestety musimy wracać.
Rzeka toczy kamienie. (Gdzieś tam w świecie…)
Pod górę lód i trochę śniegu.
Śpimy w samochodzie. Zimno. Cisza przeszywa na wskroś.
Tylko potok Halicz szmerze do snu. Szczelnie owijam się śpiworem.
Budzi nas straż graniczna. Jak zawsze w tym miejscu.
Rano Grzegorz znajduje tropy niedźwiedzia. Futnik chciałby pewnie pobiec za tym zapachem. Ja wolę wracać do obozowiska.
Kawa w Mucznym jest mocna. Pani pyta co nas zagnało o tej porze w te strony. Zęby myję w łazience. Luksus po nocy spędzonej w samochodzie.
(Myślę o tym co nas zagnało...)
Mgła przetacza się nad Pętlą Bieszczadzką.
(Ale Baza Ludzi z Mgły jest zamknięta.)
Potem kiedy w Siekierezadzie pijemy piwo to szukam w pamięci dawnych czasów.
Siekierezada albo Zima leśnych ludzi. Edward Stachura. Marek Hłasko.
Nad Cisną również unosi się mgła. Jem samotne śniadanie w cudownym pensjonacie Perełka. Grzegorz pobiegł w Bieszczadzkim Maratonie. Przed nim 43 km. Patrzę na zamglone szczyty gór. Biegnie gdzieś tam we mgle. Wraca bardzo zmęczony i wzruszony. 43 kilometry!
Wieczorem znowu ruszamy w dzikość. Galloper dzielnie wyrywa się do przodu. Jedyna droga to droga przez rzekę.
W chacie pan R. opowiada o spotkanych na swojej drodze wilkach. I o rzece. Kiedy zaczynają się roztopy to rzeka staje się nieprzejezdna.
Rzeka toczy kamienie, które pędzą z gór. Tak mówi pan R.
Grzejemy się przy piecu ale noc spędzamy w samochodzie. Szyby zamarzają od środka. W nocy wychodzę na siku. Z ciemności patrzą na mnie oczy wilków.
Wracam szybko do śpiwora. Pies zagrzewa śpiwór od środka.
Rano z gór schodzi mgła. Podgrzewamy kawę na piecu u pana R. W chacie szaleją popielice. Futu węszy niespokojnie.
Bieszczady.
Zima leśnych ludzi. Bieli i szarości brązów.
Spokoju.
Pustki.
Ciszy.
Niestety musimy wracać.
Rzeka toczy kamienie. (Gdzieś tam w świecie…)