Herstoria Siostry Sigisberty z Toszka.

Pani Donata opowiada mi też o kobiecie, która wraz z mężem prowadziła warsztat samochodowy naprzeciwko szpitala. Ruskim czasem popsuł się samochód i przyprowadzali go więźniowie. I ona dawała im po kryjomu jedzenie - chleb, ziemniaki. Nazywała się Marta Mrosek. Drobne ale odważne gesty, które zmieniają świat.
Szpaler drzew, wczesne sierpniowe, słoneczne popołudnie.

Miejsce zbiorowej mogiły ofiar obozu NKWD w Toszku. Przy ulicy Wielowiejskiej znajduje się pomnik i tablice upamiętniające zbrodnie jakich dokonali Rosjanie po wkroczeniu w 1945 roku do Toszka.

Parkuję samochód obok zarośniętego drzewami i bluszczem cmentarza żydowskiego. Wchodzę w aleję drzew. Zaskakująca jest cisza, nie słychać samochodów przejeżdżających obok, ruchliwą przecież drogą. Przenoszę się w inny wymiar. Czas, przestrzeń. Stoję w bezruchu. I nagle gdzieś z boku. A potem naprzeciwko mnie pojawia się piękna smukła sarna. Na chwile obie zastygamy w bezruchu. Potem ona rusza przed siebie. Chwila, która zostaje we mnie.

Nieoczywisty moment pamięci.

Bardzo chciałam napisać o kobiecie, która przeżyła więzienie-obóz NKWD w Toszku. Obóz powstał w 1945 roku w budynkach tutejszego szpitala psychiatrycznego. Sześć miesięcy trwania obozu to śmierć około trzech tysięcy osób .

Obóz w Toszku w literaturze przedmiotu funkcjonuje jako miejsce o najcięższym rygorze spośród sowieckich obozów, które powstały w 1945 roku na terenie województwa śląskiego.

W szkole w Toszku spotykam się z panią Donatą Podkową nauczycielką historii z której inicjatywy powstała publikacja na temat Siostry Sigisberty i klasztoru Boromeuszek w Toszku.

,,Moja teściowa widziała drabiniaste wozy ze zwłokami więźniów obozu, które sunęły w 1945 roku przez Toszek.’’ (Opowiada mi pani Donata.)
,,Wystraszeni po rusach. Tak mawiała moja babcia’’ (Dodaje po chwili.)

Wielu mieszkańców na pewno pamięta.
W styczniu 1945 roku kiedy Sowieci wkroczyli do Toszka miasto było częściowo wyludnione, gdyż wcześniej część ludzi w obawie przed Rosjanami, po prostu uciekła. Ci, którzy zostali przeżyli piekło.

Szpital Psychiatryczny jest swego rodzaju symbolem Toszka, bardzo poruszająca jest jego historia. Na początku to był ośrodek resocjalizacyjno-opiekuńczy dla osób nieprzystosowanych społecznie. W drugiej połowie XIX wieku wraz z rozwojem psychiatrii stał się Prowincjonalnym Zakładem Lecznictwa i Opieki. W 1940 roku przekształcony został przez Niemców w obóz jeniecki dla oficerów wojsk zachodnich aliantów. Aż w końcu po wkroczeniu Rosjan w obóz-więzienie NKWD.

Obóz rozwiązano z końcem listopada 1945 roku. Potem wrócili pacjenci psychiatryczni. (Gdyby mury szpitala potrafiły mówić…)

To był obóz typowo męski ale trafiło tam również około 15 kobiet, głównie z Saksonii. Po przybyciu do Toszka dołączyły do innych kobiet, które przyjechały wcześniejszym transportem. Łącznie było około 30 więźniarek. Ze względu na zawszenie całkowicie ogolono im włosy i pozwolono wziąć prysznic. Wykonywały różne prace w kuchni, gdzie przyrządzały też posiłki dla żołnierzy NKWD. W odróżnieniu od mężczyzn-więźniów miały lepsze warunki. Podobno też strażnicy nie znęcali się nad nimi.

Bardzo chciałam odnaleźć potomkinie więźniarek ale póki co nie udało mi się. Zeznanie Ursuli Wilde w książce-dokumencie ,,Tiurma-łagier Tost” jest jedynym świadectwem (być może ta bardzo krótka herstoria otworzy inne, bardzo na to liczę).

Szukałam też oczywiście sprawczości i siły w tym trudnym czasie. Bardzo mi na tym zależało.

I wtedy przyszła do mnie herstoria siostry Sigisberty, a konkretnie opowiedziały mi o niej dwie kobiety. Wspomniana wcześniej nauczycielka historii Donata Podkowa oraz Dorota Matheja (bohaterka innej opowieści).

Bo to właśnie siostra Sigisberta niosła pomoc osobom wypuszczonym z obozu. Ludziom wycieńczonym, głodnym i chorym. Grupa więźniów zwolniona z obozu w listopadzie 1945 roku ruszyła w drogę – pieszo, koleją, podwożona przez furmanki i ciężarówki. Niektórzy byli tak osłabieni, że nie mogli nawet marzyć o samodzielnej podróży do domu czyli do Niemiec – zostali więc jeszcze przez jakiś czas w Toszku. I to właśnie nimi zajęły się boromeuszki z klasztoru św. Józefa, kierowane przez siostrę Sigisbertę.

Sigosberta to imię zakonne, prawdziwe nazwisko to Bula. Weronika Bulla.
Sigisbert imię pochodzenia germańskiego, złożone z dwóch członów: Sig - zwycięstwo i bert / berht – jasny, wspaniały.

Przyjmując to imię siostra Sigisberta wyznaczyła sobie drogę, po której kroczyła przez całe życie służąc zwykłym ludziom w potrzebie.

Czytam w opracowaniu, które wraz ze swoimi uczniami przygotowała pani Donata Podkowa, że Siostry ze Zgromadzenia św. Karola Boromeusza dotarły do Toszka w 1901 roku. W 1911 roku, przy głównej drodze w Toszku (obecnie ul. Strzelecka) zbudowany został Dom św. Józefa dla Sióstr Boromeuszek. Teraz w budynku mieści się ośrodek zdrowia ale na piętrze, tak jak dawniej znajduje się kaplica z ołtarzem oraz dawne pokoje sióstr zaadaptowane obecnie na mieszkanie dla księdza kapelana.


Siostra Sigisberta jeździła na rowerze.
,,Wszyscy, którzy znali siostrę powtarzali, że była osobą bardzo życzliwą i pomocną. Prawie całe swoje życie poświęciła ludziom potrzebującym, dniem i nocą śpieszyła im z pomocą. Sutannę zawijała wokół nóg, wsiadała na swój czarny rower, który był jej jedynym środkiem transportu i przyjeżdżała do chorych. Podarowano jej kiedyś moplik, czyli motorower „Simson”, jednak ona wolała rower i stale na nim jeździła do chorych. Pracując na co dzień w przychodni, pomagała doktorowi Mikołajowi Jewdochimczykowi, który czasem radził się jej, gdy nie wiedział jakie przepisać pacjentowi lekarstwa.” (Cytuję za tekstem, który powstał pod kierunkiem pani Donaty Podkowy.)

Siostra udzielała pomocy wszystkim chorym. Podobno była bardzo ambitna – w wolnych chwilach zakładała okulary i czytała podręczniki medyczne, by zgłębiać wiedzę na temat chorób i dolegliwości, które najczęściej dotykały mieszkańców Toszka.

Miała wielkie i czułe serce ale trzeba pamiętać, że jako zakonnica realizował swoje powołanie. Po wojnie i długo jeszcze potem służyła pomocą mieszkańcom Toszka. Zmarła w 1988 roku w Domu Sióstr Emerytek w Brzegu Dolnym.

Dla mnie bardzo ważnym punktem na mapie czasu tej herstorii jest jesień 1945 roku. Ludziom, którzy wyszli z obozu pomogli mieszkańcy Toszka.

Pomagały Boromeuszki. Pomagała siostra Sigisberta. Pomagali inni ludzie.

Pani Donata opowiada mi też o kobiecie, która wraz z mężem prowadziła warsztat samochodowy naprzeciwko szpitala. Ruskim czasem popsuł się samochód i przyprowadzali go więźniowie. I ona dawała im po kryjomu jedzenie - chleb, ziemniaki. Nazywała się Marta Mrosek. Drobne ale odważne gesty, które zmieniają świat.

Czy ta wiedza dla mieszkańców Toszka jest powszechna? Czy kiedyś przyjdzie czas na nazywanie ulic na cześć takich właśnie lokalnych bohaterek? Po to by chociaż w ten sposób nagrodzić ich odwagę i siłę.

Czciłam umarłych mężczyzn za ich siłę,
Zapomniawszy, że to ja jestem silna.(Vita Sackville-West)


Źródła:
Siostra Sigisberta i klasztor sióstr Boromeuszek w Toszku w opracowaniu Donaty Podkowy oraz książka Tiurma-łagier Tost, Historia obozu NKWD w Toszku w 1945 roku.

Projekt "Poznam Panią Stąd, czyli o kobietach z Gminy Toszek" dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w programie Narodowego Centrum Kultury: Dom Kultury+ Inicjatywy Lokalne 2022.

Listopad 2022 r.
Katarzyna Szota-Eksner
Geek Factory