Jadwiga z Pyskowic. Pani w koku.

Pani Żelazna zawsze jawiła mi się jak postać z filmu. O takim koku marzyłam lecz jako mała dziewczynka mogłam się tylko przyglądać jak takowe się czesze. Siostra mojej Mamy uczyła się fryzjerstwa w zakładzie na Szopena. Często przychodziły do niej panie na czesanie. Z buteleczką małego piwa, poprzednika pianki strong.
Restauracja pod Ratuszem na rynku w Pyskowicach (Albo po prostu Ratuszowa – tak nazywali ją ludzie).

Zaglądam przez okna. Nakryte białymi obrusami stoły, przez rozsuwane drzwi wpada światło. Sztuczne kwiaty w wazonach. Talerze ułożone równymi rzędami.

,,Restauracja i sklep nieczynne
przepraszamy
lokal na sprzedaż.”



Pani Jadwiga przyjmuje mnie u siebie w domu. Długi stół, w tle muzyka poważna, pyszna kawa i tiramisu. I pani Jadwiga – elegancka i dystyngowana. Uśmiecha się zachęcająco.

(Czy pani Jadwiga opowie mi coś o życiu towarzysko-rozrywkowym Pyskowic ostatnich dekad? Zawsze umalowana, z charakterystycznym kokiem, czarująca, uczciwa, gospodarna… tak została zapamiętana przez większość mieszkańców.)

,,Pani Żelazna zawsze jawiła mi się jak postać z filmu. O takim koku marzyłam lecz jako mała dziewczynka mogłam się tylko przyglądać jak takowe się czesze. Siostra mojej Mamy uczyła się fryzjerstwa w zakładzie na Szopena. Często przychodziły do niej panie na czesanie. Z buteleczką małego piwa, poprzednika pianki strong.'' – pisze do mnie Agnieszka.



Pięćdziesiąt lat w gastronomi. Pyskowiczanka od zawsze. Na początku (do około 68 roku) Jadwiga Grekowicz pracowała jako kelnerka w restauracji Polonia. Potem wyszła za mąż za Henryka Żelaznego. Praca kelnerki nie do końca podobała się mężowi (czy był zazdrosny?) więc namówiono ją żeby poszła na kurs kierowników zakładów gastronomicznych. Pani Jadwiga skończyła go i została kierowniczką (jako kierowniczka pracowała w restauracji Polonia i Łowieckiej).

,,Całe życie w gastronomii. Praktyki szkolne w restauracji Polonia, tam też pierwsza praca, nie miałam nawet 18 lat. Potem kurs kierowniczy i praca w różnych miejscach, również w Restauracji Łowieckiej''.  (Restauracja została zburzona a na jej miejscu stoi dziś piwiarnia Warka).

,,To były czasy! Człowiek był młody i bawił się. Ach te dansingi, orkiestra, panowie proszą panie i koncerty życzeń''– wspomina z uśmiechem pani Jadwiga.

A potem nastał czas Ratuszowej. Wraz ze zmianami w Polsce i prywatyzacją podjęli się z mężem wyzwania (,,nie było chętnych, może spróbujemy?”). Restauracja pod Ratuszem jako pierwsza w mieście zaczęła organizować wesela i większe przyjęcia. Zresztą stanowiła w tamtych czasach centrum życia towarzyskiego.

,,A co serwowano w Ratuszowej?” – pytam.
Kuchnia tradycyjna, śląska, kluski, barszcz z krokietem, smażona wątróbka.

,,Klasyka śląskiej kuchni czyli wołowa rolada z kluskami i modrą kapustą” – pani Jadwiga uśmiecha się a ja mimo że jestem od wielu lat wegetarianką to wspominam zapach i smak tego dania z domu mojej babci w Chorzowie Batorym.

Restauracja przyciągała dobrym jedzeniem ale na początku było ciężko, bo trzeba było zerwać z przyzwyczajeniami z PRL-u. Ratuszowa to nie miejsce do którego szło się na jednego a potem na następnego i tak kontynuowało aż do rano. Trzeba postawić granice. Pani Jadwidze zależało przede wszystkim na tym, żeby restauracja była kojarzona z dobrym jedzeniem i miłym klimatem.

Niezmiennie przez te wszystkie lata Pani Jadwiga sprawowała rolę szefowej ale też gospodyni, która zawsze z uśmiechem witała gości. W restauracji była jeszcze jedna ważna kobieta. Pani Ania-kelnerka pracowała od samego początku i wraz z ostatnim klientem poszła na emeryturę.

,,Przez te dwadzieścia dziewięć lat działania restauracji prawie nie mieliśmy wolnego. Cały życie było tutaj. Urodziłam trójkę dzieci i trzeba to było pogodzić” – wspomina pani Jadwiga.

,,Starałam się być od początku każdego przyjęcia aż do końca, żeby wszystkiego dopilnować i żeby goście byli zadowoleni. Nogi mnie bolały ale nie wolno się przyznawać. Taka praca, trzeba zawsze robić dobrą minę. A potem ci co powyjeżdżali z Pyskowic mówili do tych co wracali – i jeszcze idź do Ratuszowej do naszej pani Jadzi”.

Lokal był czynny cały rok z wyjątkiem niedzieli wielkanocnej oraz Bożego Narodzenia. Organizowano wesela, przyjęcia, komunie, stypy.

Po dziesięciu latach powstał przy restauracji sklepik z gotowymi daniami - to był wspólny pomysł Jadwigi i Henryka. Żeby kobietom było lżej (można było kupić cały obiad na wynos).

,,Teraz żyje się wspomnieniami”.

Trzy miesiące temu po długiej chorobie zmarł Pan Henryk.

Drzwi restauracji zostały na dobre zamknięta. Lokal czeka na kupca i na nowe (drugie) życie.

Ps Tak, nosiłam kok ale czesałam się zawsze sama – dodaje z uśmiechem pani Jadwiga.
Wrzesień 2021 r.
Katarzyna Szota-Eksner
Geek Factory