To właśnie moje Bieszczady...

Po Beniowej został tylko cmentarz, w 1946 Ruscy wysiedlili mieszkańców. Po drugiej stronie Sanu jest Ukraina. Tutaj wśród łąk buszuje rudy lis. Albo lisica.
Na rynku w Tarnowie polski miesza się z ukraińskim.
Ktoś mówi o spadających bombach.
(Putin niebezpiecznie fantazjuje o szybkiej i wystrzałowej rakiecie.)

My pijemy kawę w bramie.

Droga przed nami prosta. Przemyśl. Step szeroki (Stasiuk i Haydamaki).

Czytam Zdrowie, szaleństwo i rodzina:
Generalnie istota wzajemnych wpływów, które ludzie na siebie wywierają, jest dość niejasna. Jest to dziedzina, w której fakty często rodzą się z fantazji.

Na parking pod Beniową dojeżdżamy w nocy. Z nieba wysypują się miliony gwiazd. I cisza. Zakupujemy się w śpiworkach, dwa miesiące temu leżał tutaj śnieg, straż graniczna wyciągała Galloperka z zaspy.

Teraz ziemia jest ciepła.

Stara lipa w Beniowej stoi samotnie i dumnie, jej potężne ramiona wzniesione ku niebu trzeba było wspomóc linami, aby nie złamały ich żywioły natury.

Po Beniowej został tylko cmentarz, w 1946 Ruscy wysiedlili mieszkańców. Po drugiej stronie Sanu jest Ukraina. Tutaj wśród łąk buszuje rudy lis. Albo lisica.

W kinie konkret spotykam znajomą Kobietę. Ukrainkę. Rozmawiamy o ewakuacji jej bliskich i wsi pod Otrytem, która została po wojnie całkowicie wysiedlona (Droga Znajoma, odezwij się proszę, nie zapamiętałam nazwy tej wsi).

Tym razem nocujemy pod Otrytem, drogę przebiega nam wielki jeleń. Noc jest zimna ale pełna gwiazd. Nie rozpalamy ogniska. Czujemy obecność zwierząt, które przyglądają się nam z bezpiecznej odlegości.

To właśnie są
To właśnie moje Bieszczady.

Maj 2022 r.
Katarzyna Szota-Eksner
Geek Factory