Zupełnie nic mi nie żal...

I to się zdarza. Nie tylko w pięknych książkach. Okrągłymi słowami w tych wszystkich mądrych poradnikach opisane.
- Celem tej wyprawy nie był szczyt- mówi Jacek Jawiń, uczestnik wyprawy poszukującej ciał dwóch alpinistów, którzy zginęli pod Broad Peak.

- Ale byłeś kilkadziesiąt metrów od szczytu. I nie wszedłeś na niego? - łapie się za głowę autor reportażu pt. Długi Film o Miłości - Jacek Hugo Bader.
(Bo celem tej wyprawy było pogrzebanie zmarłych pod szczytem kolegów.)

- Celem tej wyprawy nie był szczyt. Zupełnie nic mi nie żal - powtarza himalaista Jacek Jawiń.

Ha! Czasem z różnych względów trzeba odpuścić swój własny-osobisty szczyt na który mozolnie się wspinam.

I to się zdarza. Nie tylko w pięknych książkach. Okrągłymi słowami w tych wszystkich mądrych poradnikach opisane.

Kiedyś znajomy opowiedział mi historie swojego ostatniego maratonu.

Biegł po cel. Bo przecież po coś biegniemy. Po lepszy czas. Albo po uznanie. W oczach bliskich. Po podziw u innych. Albo rozgłos. Czy satysfakcję.

Ale na dwudziestym piątym kilometrze w tłumie biegnących dojrzał bliskiego znajomego. Biegacza.
- Zaraz, zaraz coś z nim jest nie tak.

Wielki kryzys, ściana.

I ten mój znajomy zwolnił. Całą dalszą drogę biegł obok swojego kolegi. Motywował go. Wolno biegli. Przestał liczyć się wynik. Ważne stało się to żeby razem dokończyć maraton. Był nawet moment, że obaj maszerowali zamiast biec, bo tamten nie dawał rady. Na mecie oczywiście okazało się, że to był najgorszy życiowy wynik w karierze mojego znajomego. A przecież mógł nie zważając na kolegę ustanowić swój rekord. No nie zrobił tym razem życiówki.

( A może właśnie zrobił?)

- Zupełnie nic mi nie żal - mówi mój znajomy.
Kwiecień 2019 r.
Katarzyna Szota-Eksner
Geek Factory